Nie jest to typowa fabularyzowana biografia.
Św. Paweł jest postacią kluczową, ale nie nazwałabym go głównym bohaterem, także ze względu na liczbę poświęconych mu stron. Na pierwszy plan wybija się raczej Kasjusz Longinus, były żołnierz rzymski i swego rodzaju skrzyżowanie Jamesa Bonda z nawróconym chrześcijaninem. Walczą w nim dwie natury: żołnierska i chrześcijańska. Przeważnie zwycięża ta pierwsza, dlatego Kasjusz w obliczu widma zagłady ważnych dla niego osób bierze sprawy w swoje ręce i w bardziej lub mniej przemyślany sposób – zawsze jednak z wielką odwagą – interweniuje i w istocie napędza akcję. Ułatwiają mu to wysokie koneksje i doświadczenie wojskowe.
Jego losy przecinają się z losami Pawła, a my poznajemy dzięki temu nieznane kulisy wydarzeń opisanych w Dziejach Apostolskich – co jest bardzo interesującym zabiegiem. Z czasem Paweł z Tarsu, o czym dowiadujemy się już przeważnie z drugiej ręki: z opowieści przekazywanych sobie z ust do ust przez współwyznawców Chrystusa, wyrasta na wielkiego duchowego przywódcę. Pozostaje także – bez względu na dzielące ich kilometry – przyjacielem Kasjusza i jego rodziny, a zwłaszcza wielkim autorytetem dla jego dorastającej córki Akte. Niestety jako bohater powieści – nie porywa. Jesteśmy bardziej informowani o jego wielkości, niż mamy ją szansę samodzielnie odkryć, co mnie osobiście rozczarowało. Jakiejś iskry zabrakło, choć jest to poprawnie skonstruowana postać (tę uwagę odniosłabym do sposobu ukazania chrześcijan w ogóle).
Poza brawurowym Kasjuszem i pochłoniętym sprawami rodzącego się Kościoła Pawłem występuje tu wiele innych charakterów, także tych znajdujących się po ciemnej stronie mocy. Niektórzy z tej mnogości czynią autorowi zarzut, mnie ona jednak specjalnie nie razi z prostego powodu: królowa tej powieści, jej najmocniejsza strona jest tylko jedna – jest nią wspomniana w tytule bezwzględna gra o imperialny tron (i pomniejsze trony). Bierze w niej udział barwny korowód postaci, które zapalają się i gasną na naszych oczach: cesarze rzymscy, ich rodziny i dostojnicy, kolejni Herodowie, arcykapłani żydowscy, a nawet… arabski król. Nie sądzę, abym wymieniła wszystkich. Sam Kasjusz Longinus i św. Paweł ponoszą smutne konsekwencje tych przepychanek mocarzy. W powieści gęsto jest w rezultacie od zjawisk opisywanych współcześnie przez (geo)polityków: zabójstw politycznych, bezpardonowej dezinformacji mas i gamechangerów, które wywracają potężnych ludzi niczym pionki na szachownicy. Prawdziwy polityczny rollercoaster przedstawiony z maestrią i pod tym względem: rozrywka prima sort.
Gdzieś w tle tego ponurego zgiełku funkcjonuje raczkujące chrześcijaństwo… Z pewnością przeciwstawienie sobie mentalności ludzi zniewolonych przez obsesję władzy i wolności dzieci Bożych było artystycznym zamysłem autora. I choć nie twierdzę, że to się nie udało, to jednak… królowa jest tylko jedna 😊
Dodatkowo warto uwypuklić, że:
- galeria postaci cierpiących z powodu rozmaitych odmian manii wielkości oszałamia, a scena spektakularnej klęski jednej z nich to prawdziwa perełka, aż prosząca się o ekranizację;
- książka ma walor pedagogiczny: ukazuje, że sprzymierzeńców można znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach i środowiskach – nie warto się poddawać,
- a jeśli komuś na tym zależy: pomaga uporządkować wiedzę historyczną z doprawdy burzliwego okresu dziejów i wyobrazić sobie m.in. Kaligulę, Herodiadę, Klaudiusza, Agrypinę Młodszą, Nerona, Senekę itd. – jako żywych, namiętnych ludzi.
Ostatnia już rzecz, o której chciałabym wspomnieć to sposób, w jaki autor łączy prawdę historyczną z prawdopodobną, ale jednak grą wyobraźni, na którą pozwala sobie, gdy historia o pewnych okolicznościach czy losach ludzkich milczy. Są to umiejętne zabiegi, dzięki którym uniwersum Ewangelii, Dziejów... i historii w ogóle powiększa się, a my poznajemy np. dalsze losy jawnogrzesznicy.
Podsumowując: Louis de Wohl i wszystko jasne.