Od momentu, gdy po raz pierwszy miałam styczność z piórem Roberta Małeckiego, moja ochota na poznanie wszystkich jego powieści tylko wzrosła. Jednak z racji tego, że zaczęłam jego serię, postanowiłam na pierwszy rzut ją doczytać do końca. W taki oto sposób w moich rękach znalazła się druga część serii o Marku Benerze. Czy Porzuć swój strach dotrzymała kroku pierwszemu tomowi?
Dziennikarz Marek Bener tym razem podejmuje się odnalezienia zaginionej maturzystki. Kiedy sierpniowe słońce wciąż przypieka, on odkrywa coraz to nowe tajemnice rodziny Żelaznych, a im więcej informacji zyskuje – tym trudniej mu to wszystko pozbierać w jedną całość. Nie wie jednak, że prawdziwy wstrząs przyjdzie mu dopiero przeżyć, gdy dowie się, że zaginiona dziewczyna ma coś, co należało kiedyś do jego zaginionej żony... Czy przy tej sprawie uda mu się porzucić swój strach i wkroczyć do świata pełnego koszmarów? Czy odnajdzie zaginioną maturzystkę?
Zacznę od tego, że do przeczytania tej książki zbierałam się dość długo. Przyznaję się bez bicia - jakoś nie mogłam się zmotywować do sięgnięcia po ten tytuł - chociaż moja mama pochłonęła całą trylogię w blisko tydzień (a nie czyta zbyt wiele). W końcu jednak się udało, a wszystko za sprawą przypadku – w pracy padł Internet, a ja z braku większych możliwości zaczęłam czytać. No i przepadłam - znowu.
Tym razem jednak główny bohater powieści, czyli właśnie Marek, nie do końca mi przypadł do gustu. Choć nadal utrzymuje mnie moja sympatia do niego jeszcze z lektury poprzedniej części, to tutaj miałam wrażenie, że było za mało w nim charakteru i tej pewności siebie, którą znalazłam wcześniej. Nie wiem, w jakim stopniu była to kwestia tego, że to ja być może nie zaangażowałam się w tę powieść wystarczająco, a w jakim wina autora, ale nie będę się teraz nad tym zastanawiać głębiej. Szkoda, że tym razem Marek Bener mnie nie zachwycił, ale liczę na to, że przy okazji lektury trzeciego tomu będzie lepiej.
Sama akcja była ciekawa i naprawdę angażująca mnie, jako czytelnika. Co więcej, dzięki krótkim rozdziałom (które wprost uwielbiam) czytanie tej książki było dla mnie nie tylko przyjemnością, ale i dość dynamiczną czynnością. Nie można też nie zauważyć tego, że autor zadbał tutaj o to, by sytuacja głównego bohatera, ale i innych postaci zmieniała się co kilka stron. Wiem, że nie każdy jest fanem takich rozwiązań, mnie jednak ono bardzo przypadło do gustu i nadało jeszcze większej płynności w czytaniu tej pozycji.
Pióro Roberta Małeckiego jest bardzo dobre i może się powtórzę, ale autor naprawdę świetnie prowadzi akcję i potrafi w sposób interesujący przedstawić daną historię. Tym razem głównym wątkiem było tutaj zaginięcie młodej dziewczyny, maturzystki i choć mogłoby się wydawać, że będzie to temat, który zostanie opisany schematycznie to nie, tak nie było. Robert Małecki zadbał o to, by w jego książce znalazło się wiele świeżych spojrzeń na cały temat i zdecydowanie wyszło mu to na plus.
Mimo mojego zwątpienia co do głównego bohatera muszę napisać, że cieszę się z przeczytania tej książki. Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że chciałabym poznać wszystkie powieści autora i sprawdzić, czy spodobają mi się one równie mocno co te dwie książki. No, a już niedługo będę czytać tom trzeci, więc moja ciekawość tylko rośnie.
Jeżeli szukacie przyjemnego i dobrze napisanego kryminału polskiego, to myślę, że z ręką na sercu mogę polecić Wam właśnie tę serię.