„Marcel” to historia trudna, nieprzyjemna i smutna. Pokazuje, że czasami nasz los od początku jest skazany na porażkę. Może zabrzmi to trochę nieczule i okrutnie, ale czytając tę książkę nasuwały mi się dwa znane stwierdzenia: genów nie oszukasz i niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Główny bohater Marcel dorastał w cieniu alkoholu. Zarówno ojciec, jak i matka, nigdy nie wylewali za kołnierz. Pili codziennie, co miało znaczący wpływ na ich zachowanie. Zamiast kochać, wspierać, szanować i dbać o swojego jedynego syna, traktowali go okropnie przez większość czasu. Bili go, wyzywali, naśmiewali się z niego, przezywali i poniżali go. Robili wszystko to, czego kochający rodzice nigdy nie powinni robić swojemu dziecku. Atmosfera panująca domu i sytuacje, jakich doświadczył w dzieciństwie Marcel, odcisnęły na nim trwałe piętno. Kiedy w końcu Marcel wyrwał z rodzinnego domu i chciał mieć normalne i szczęśliwe życie, alkohol i jego demony kryjące się w jego duszy, nie pozwoliły mu na to.
Zakochał się w Julii, która jako jedna z niewielu uwierzyła w niego i pomogła mu. Niestety poznali się o kilka lat za późno, ponieważ kobieta miała już męża i córeczkę. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby zniszczyć swoją rodzinę, mimo, że żywiła do Marcela głębokie uczucia. W końcu ich potajemny romans rozpadł się, a Marcel wyjechał za granicę, odcinając się od wszystkich i wszystkiego. Wrócił z zza granicy po dwóch latach, z żoną i dzieckiem w drodze. Odnowił kontakt z Julią, która stała się przyjaciółką jego rodziny. Niestety niewyleczone dawne uczucia nie dały o sobie zapomnieć. Dodatkowo pogłębiające się uzależnienie spowodowało, że życie jego i jego rodziny, zaczęło przypominać życie Marcela z dzieciństwa.
Marcel miał lepsze i gorsze momenty. Potrafił być uczuciowym, miłym i sympatycznym mężczyzną, jednak jego osobowość miała także drugą stronę. W jednej chwili stawał się opryskliwy, chamski i nerwowy. Wiele rzeczy drażniło go i wprowadzało z równowagi. Często się obrażał i nie odzywał przez kilka dni. W tym czasie swoje smutki i żale topił w alkoholu. Był zamknięty w sobie, nie lubił o sobie mówić i dzielić się swoimi uczuciami. Julia próbowała go oswajać i wspierać na każdym kroku. Przed nią potrafił się otworzyć i być czułym i troskliwym. Chociaż nie raz jego zachowanie dobijało ją i raniło, zawsze mógł na niej polegać. Gdy na horyzoncie pojawiał się problem, Marcel uciekał w świat gniewu i alkoholu. Były momenty, że pił przez kilka dni pod rząd, nie widząc w tym nic złego. Twierdził, że nie ma problemu z alkoholem i nie jest alkoholikiem. Jednak picie od wczesnych lat sprawiło, że tak naprawdę nie wyobrażał sobie życia bez alkoholu i nie chciał z niego rezygnować. Picie dawało mu chwilę wytchnienia, relaksu i zapomnienia, polepszało mu humor i samopoczucie. Niestety zmieniało go też w kogoś, kim nigdy nie chciał być.
Dzięki relacjom Marcela, Julii i jego żony, mamy doskonały widok, na wszystkie opisywane sytuacje. Możemy poczuć strach dziecka przed własnymi rodzicami, którzy regularnie je biją. Doświadczamy też niezdecydowania zamężnej kobiety, utrzymującej potajemny romans z mężczyzną, którego prawdopodobnie kocha bardziej niż własnego męża, ale w obawie przed zniszczeniem rodziny, rezygnuje z miłości. Poznajemy też ból kobiety zakochanej bez wzajemności w człowieku, który nie szanuje jej i stosuje wobec niej przemoc słowną i fizyczną. Wreszcie wczuwamy się w życie alkoholika, który, mniej lub bardziej świadomie, brnie w nałóg, raniąc wszystkich, którzy coś dla niego znaczą, niszcząc przy tym samego siebie.
Książka porusza swoją naturalnością, szczerością i bezradnością w stosunku do nałogu. Mimo tego, że Marcel zarzekał się, że nie chce być jak jego rodzice, stał się taki sam. Rzeczywistość, która okazała się nie taka, jakiej oczekiwał, rozczarowała go i sprawiła, że coraz częściej sięgał po alkohol, aby zabić dręczące go ból, smutek i poczucie niesprawiedliwości. To pokazuje, że dorastanie w patologicznej rodzinie, często definiuje naszą przyszłość i to, kim staniemy się, gdy będziemy dorośli. Nawet jeśli nie chcemy tego i pragniemy być szczęśliwi, poprzez swoje zachowanie i poczucie bycia beznadziejnym, systematycznie staczamy się na samo dno. Mimo otrzymywania wsparcia, pomocy i miłości od bliskich nam osób, pogrążamy się w rozpaczy i uzależnieniu. Przez to ranimy najbliższych i samych siebie.