Rozpoczynając czytanie książki „Porucznicy 1939” miałam nadzieję na dużą dawkę historii II Wojny Światowej okraszoną losami zwykłych ludzi. Nie pomyliłam się ani o cal. Książka ta rozpoczyna trylogię zatytułowaną: „Trzy armie”. Autora książki – Tomasza Stężały nie znałam z jego wcześniejszych publikacji. Czytywałam sporo literatury wojennej, okupacyjnej i obozowej, ale zwykle były to historie widziane oczyma cywilnych ofiar wojny. Tym razem przyszło mi się zmierzyć z punktem widzenia żołnierzy przygotowujących się do wojny, a później biorących w niej czynny udział.
Na samym początku poznajemy kilkoro młodych ludzi. Są to chłopcy i dziewczęta z Polski, Prus Wschodnich i Związku Radzieckiego. Wszyscy mają po kilkanaście, dwadzieścia parę lat. Wszyscy mają plany, marzenia, nadzieje na wspaniałą przyszłość. Jesteśmy świadkami tworzenia się kilku par. Ci młodzi ludzie spotykają się, zakochują w sobie, składają sobie mniej lub bardziej wiążące obietnice. Kończą szkoły, kursy wojskowe, dowódcze. Układają sobie młode życie tuż pod zawisłą nad Europą groźbą wybuchu wojny. Każde z nich jednak do ostatniej chwili ma nadzieję, że to się jednak nie stanie, że wojny nie będzie, da się jej jakoś uniknąć. Ich nadzieje zostają zawiedzione.
W tej części książki, która dotyczy już początków działań wojennych autor opisuje złożoność procesów zachodzących w psychice młodego człowieka rozdartego między uczuciami tęsknoty i strachu o bliskich, a poczuciem obowiązku wobec ojczyzny.
Tomasz Stężała pisze językiem codziennym, prostym. Poza kilkoma określeniami czysto wojskowymi nie napotkałam w książce trudności ze zrozumieniem słownictwa. Sporego skupienia wymaga jednak połapanie się w częstych skokach pomiędzy losami poszczególnych bohaterów. Co kilka stron czytelnik zostaje przerzucony gdzie indziej i dopiero po dokładniejszym zapoznaniu się z bohaterami przestało mi to sprawiać trudność. Kiedy opanujemy te przeskoki toku opowieści czytanie staje się już płynne i nie wiadomo kiedy kończymy prawie 500 stron ciekawej historii.
Bardzo rzadko spotyka się książkę o podobnej tematyce, której autor w opowiada się właściwie za żadną ze stron konfliktu. Żołnierze ze wszystkich trzech krajów tak samo marzą, kochają i boją się o bliskich. Nie ma tu mowy o polityce, słuszności podejmowanych decyzji militarnych. Najważniejsze są ich skutki dla bohaterów powieści.
Porucznicy to książka wizualnie atrakcyjna, ilustrowana oryginalnymi zdjęciami z opisywanych lat. Na zdjęciach tych znajdziemy rzeczywistych bohaterów – m.in. Bolesława Nieczuja-Ostrowskiego, miejsca i wydarzenia. Pozwala to umiejscowić fikcję literacką w pewnej realnej przestrzeni. Ten zabieg bardzo podziałał na moją wyobraźnię. Jeśli chodzi jednak o wydanie książki to znalazłam w niej bardzo dużo błędów. Czasem są to typowe literówki, a czasem większe błędy. W całej książce znalazłam ich kilkadziesiąt, co sprawia że rzucają się w oczy.
Książka ta jest wciągającą opowieścią o historii i piętnie jaki wywarła na zwykłych ludziach. Uzmysławia, że różnimy się od nich tylko datą urodzenia. Gdybyśmy żyli w tamtym czasie to my walczylibyśmy nie tylko z wrogiem, ale i własnymi słabościami, pragnieniami i normalnym, ludzkim strachem. W powieści tej nie ma szansy na nudę czy znużenie faktami historycznymi. Autor znalazł metodę, by dotrzeć za pomocą fabuły do nawet najbardziej odpornych na historię. Polecam serdecznie!