Trudno mi ubrać w słowa myśli i emocje które mam w głowie po przeczytaniu książki "Portret rodzinny" Jenny Blum. Zachwyt miesza się z oburzeniem, a historia opowiedziana przez autorkę powraca do mnie w najmniej spodziewanych momentach. Jedno jest pewne - to książka która nie pozostawia czytelnika obojętnym, zmusza do refleksji, do spojrzenia z bliska na relacje rodzinne z najbliższymi, do wglądu w przeszłość własnej rodziny zarówno tę bliższą jak i dalszą.
Wiele już książek o tematyce wojennej przeczytałam. I tych z gatunki literatury faktu i beletrystyki. Mam taką potrzebę aby ocalić od zapomnienia dla przyszłych pokoleń moją rodzinną historię z okresu II wojny światowej która jak łatwo się domyśleć jest jedną z miliona "małych" tragedii które wtedy się wydarzyły. Bo czymże jest jedno, dwa, kila żyć na tle 6 milionów ofiar które pochłonęła wojna można zapytać przewrotnie. Dla mnie to trauma z którą się mierzę od lat.
Dopóki nie przeczyłam książki "Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne" Mikołaja Grynberga nie myślałam że są na świecie ludzie którzy czują to samo co ja, że "dziedziczy się" lęki naszych przodków, że w kolejnych pokoleniach, kilkadziesiąt lat po wojnie, nadal żyje strach i lęk przed powtórką tego co wydarzyło się w przeszłości.
Denerwują mnie (oburzają, wkurzają, doprowadzają do wrzenia) książki w których beztrosko traktuje się tło historyczne. Gdzie roi się od dobrych Niemców którzy kochają żydowskie dziewczyny i ta miłość ratuje im życie, gdzie wszyscy pomagają bezinteresownie mieszkańcom gett dzieląc się ostatnią kromką chleba i gdzie oprawcami był tylko Hitler i jego najbliższa świta a wszyscy pozostali tylko wykonywali rozkazy (z bólem serca oczywiście).
Dlatego tak "uwiera" mnie książka Jenny Blum bo opowiada ona historię o dobrych Niemcach (a właściwie Niemkach) które pracując w tajnej organizacji pomagały społeczności żydowskiej.
To historia Anny i jej córki Trudy które dzielą lata milczenia, skrywane tajemnice i koszmary II wojny światowej.
Anna, Niemka z Weimaru po zakończeniu wojny zamieszkała w Ameryce wraz ze swoim mężem, żołnierzem amerykańskim i kilkuletnią córeczką.
Ignorowana przez lokalną społeczność przez lata żyła z piętnem nazistki wychowując Trudy z dala od wspomnień sprzed lat.
Dziewczyna była pewna że jest córka wysoko postawionego oficera SS z którym przez kilka lat związana była Anna jednak prawda okazała się zupełnie inna.
Już jako dorosła kobieta Trudy musi zmierzyć się z prawdą o swoim pochodzeniu, odkryć na nowo przeszłość i postarać się zrozumieć wybory jakich w życiu dokonała jej matka.
I mimo że wszystko we mnie się buntowało to urzekła mnie ta historia, uwierzyłam w nią i dałam się jej pochłonąć. Lektura "Portretu rodzinnego" była bardzo emocjonalnym przeżyciem. Będę ją jeszcze długo odchorowywać ale nie żałuję że sięgnęłam po tę książkę. Polecam ją waszej uwadze.