Wstyd się przyznawać, ale seria "Pomnik cesarzowej Achai" jest pierwszą serią Andrzeja Ziemiańskiego, z jaką w ogóle mam do czynienia. Nie czytałam jeszcze cyklu o Achai, lecz mam już stuprocentową pewność, że muszę to zrobić - i to jak najszybciej. Co więcej, są to książki, które koniecznie muszę mieć w swojej biblioteczce. Wstyd jest mi również dlatego, że mając przed sobą tak przepięknie wydaną książkę, którą tak wspaniale mi się czytało, męczyłam się z nią przez prawie tydzień. I po dziś dzień nie wiem dlaczego.
Zanim zabrałam się do lektury, zrobiłam mały rekonesans. Generalnie Andrzej Ziemiański ma podobno niesamowitą umiejętność łączenia dwóch odmiennych światów w jedną, zgrabną całość. Muszę przyznać, że ktoś, kto to powiedział, miał rację. Faktycznie zderzenie dwóch tak bardzo odmiennych kultur w sposób, który będzie zjadliwy dla odbiorcy, wymaga nie lada wysiłku i pomysłowości. Andrzej Ziemiański podołał temu zadaniu, a jego najnowsza powieść nie tylko powaliła mnie na kolana swoim rozmachem, pietyzmem i dokładnością, ale i kompletnie oczarowała. Mówiąc kolokwialnym językiem, wpadłam po uszy.
Akcja powieści zaczyna się rozwijać właściwie od samego początku. Wstęp był szczątkowy, ale ze względu na sposób prowadzenia narracji tak naprawdę rozbudowane rozpoczęcie byłoby zbędne. Przynajmniej ja nie potrzebowałam wdrożenia się w historię, ponieważ wciągnęła mnie ona już od pierwszych stron książki. Pojawienie się w magicznej krainie zaawansowanego technicznie statku wywołało we mnie totalne zaciekawienie, po czym spróbowałam wyobrazić sobie reakcje tych wszystkich ludzi, którzy byli tego świadkiem. Na pewno na ich miejscu byłabym równie zaskoczona, a może i przerażona perspektywą inwazji.
Powieść jest - oczywiście - wielowątkowa, choć na pierwszy rzut oka rzuca się polityczność stosunków między Rzeczpospolitą a Imperium. Wbrew pozorom jest to bardzo ciekawe! Jak nigdy wciągnęłam się w tę sieć intryg i śledziłam rozwój wypadków, choć na sam dźwięk słowa "polityka" do tej pory dostawałam białej gorączki. Tutaj tego nie doświadczyłam i jest to zasługa autora, który pokazał to w sposób interesujący i mniej dysfunkcyjny jak w Polsce na co dzień, choć nadal na wskroś przesiąknięty obustronnym fałszem.
Bardzo ciekawie rozwijają się wątki czarownicy Kai i byłej żołnierz Shen. Zwłaszcza ta pierwsza rozwinęła skrzydła - co do Shen mam małe wątpliwości, choć było w powieści kilka epizodów, w których jej postać dominowała. Kai za to była postacią stale obecną w fabule - jej nieoceniona znajomość zwyczajów i obyczajów tutejszych mieszkańców niejednokrotnie uchroniła Polaków od totalnej klapy. Czarownica jest więc niezastąpiona, a i trzeba przyznać, że coraz lepiej radzi sobie wśród polskich oficerów - co zresztą skutkuje odpowiednimi konsekwencjami dla niej i dla polskiej armii. Druga bohaterka, Shen, wreszcie opowiada się jednoznacznie, po której ze stron chce walczyć. Jest to decydujący moment w jej życiu i w sumie trochę szkoda, że okraszony jest tak niewielką ilością epizodów z jej udziałem. W pierwszym tomie było jej dużo więcej, a i miało się wrażenie, że jako człowiek ma ona znacznie więcej ikry. Teraz... nieco przycichła, ale coś czuję, że w tomie trzecim odegra znaczącą rolę. Okaże się, czy mam rację...
Czytając drugi tom "Pomnika...", doszłam do jeszcze jednego wniosku, jeśli chodzi o autora: on nie tylko jest mistrzem łączenia niemożliwego, ale i igrania z czytelnikiem. Jeszcze nigdy nie czytałam książki, w której byłoby tak wiele zagadek i niedopowiedzeń, których autor za Chiny Ludowe nie chce wyjaśnić i przerzuca je (niechcący, bo przecież "Pomnik..." to tak naprawdę tylko jedna książka, podzielona ze względów wydawniczych) do kolejnego tomu. A my, jak te biedne żuczki, denerwujemy się, że znowu nie wiadomo o co chodzi z tym pomnikiem Achai, dlaczego co rusz ktoś wysyła ekspedycje, aby go odnaleźć i po jakie licho ktoś w ogóle zadaje sobie tyle trudu, by ciało cesarzowej ukryć i nie pozwolić, by zostało odkryte. Jeśli czekaliście na rozwiązanie tej zagadki, to muszę Was rozczarować: jeszcze sobie poczekacie, bowiem Ziemiański trzyma wszystko w tajemnicy, a finał nie wiadomo kiedy dojdzie do skutku.
Podsumowując, drugi tom "Pomnika cesarzowej Achai" to świetny przykład tego, że Polak potrafi. Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć porządną fantastykę. Choć w najnowszej książce Ziemiańskiego, o dziwo, elementów fantastycznych, było niewiele. Książkę czyta się doskonale, język powieści jest płynny i dopracowany (i nie epatuje już wulgarnością tak jak to było poprzednio), ale z niewiadomych mi przyczyn na czytanie schodzi sporo czasu. Może powodem jest objętość? Wszak siedemset stron piechotą nie chodzi...
Polecam, warto tę książkę przeczytać, a tym bardziej kupić i mieć na własność. Dla mnie najnowszy "Pomnik" to idealny dowód na to, że nie tylko za granicą powstaję dobre książki fantasy. Andrzej Ziemiański udowodnił mi swoją wartość i przekonał dobitnie, bym zaczęła zwracać baczniejszą uwagę na rodzimy rynek. Wam polecam zrobić to samo. Można się naprawdę pozytywnie zaskoczyć.
Ocena: 5/6