Najgorsza z trzech przeczytanych przeze mnie do tej pory powieści autora. Po wspaniałych "Kościach księżyca", lektura "Dziecka... " była dla mnie istna męczarnią. Główny wątek powieści czyli możliwość kreacji absolutnego zła poprzez sztukę autor tak zawoalował i przegadał, iż można go znaleźć tylko przy pomocy lupy o wysokim kalibrze a powieść jest pogmatwana, pokręcona i zasupłana niczym sterta sznurówek.
Główny bohater, reżyser Weber Gregston, znany już z "Kości księżyca", dowiaduje się o samobójczej śmierci swego przyjaciela notabene też reżysera. Próbuje przez całą powieść tą śmierć wyjaśnić co nie jest prostą sprawą zarówno dla niego jak dla zainteresowanego z początku czytelnika. Podczas swej wędrówki przez Stany, Gregston przypomina sobie szczegóły życia przyjaciela, spotyka starych znajomych oraz znajomych tych znajomych, a znudzony coraz bardziej czytelnik zmuszony jest poznać ich wspomnienia i retrospekcje. Do tego dochodzi również ideologiczny bełkot o twórczości obu panów reżyserów, oraz zawiłe omawianie ich filmografii. A to wszystko opisane niechronologicznie i zawile. Robi się coraz nudniej,nudniej i nudniej.
Wątki nadprzyrodzone są wciśnięte chyba przez autora na siłę i tak wydumane iż wręcz zadziwiają (ciężarne anioły, żywe tatuaże, ożywający wyimaginowani przyjaciele, zwierzęta widzące śmierć itd.itp.) Obdzielić by tym można ze dwa kolejne sezony "Twin Peaks".
Powieść kuleje również na obie nogi w kwestii stylistycznej i konstrukcyjnej. Mamy tutaj całkowite pogmatwanie chronologii, retrospekcję w retrospekcji, nudnawe dywagacje, irytującą zmianę narratorów oraz przewijanie w tył i w przód akcji niczym zerwanej kasety w zepsutym magnetowidzie. Może był to świadomy zabieg autora, którym chciał przedstawić czytelnikom obrazowo klecenie przez głównego bohatera filmu ze zlepków celuloidowej taśmy. Ja tego nie "kupiłem".
Moim zdaniem powieść można sobie darować a jeśli już ktoś się uprze to może sobie, gdzieś tak od strony 130, książkę przekartkować (nic się nie traci, a omija bełkot i nudę) od razu do finału, który nie wnosi zbyt wiele i tym razem nie zaskakuje.
Jeśli pozostałe książki autora, które mam zamiar przeczytać, tez tak "wyglądają" to porządnie się zawiodę i zdemotywuje gorzej niż na "demotywatorach".