Psychoterapeuta o ciekawym życiorysie (w 2013r, po 25 latach opuścił zakon dominikanów) napisał książkę o trudnych uczuciach: złości, smutku, lęku i im podobnych. O ich rozpoznawaniu, akceptacji, przeżywaniu. Bo wg autora wszystkie uczucia są dobre, ale niektóre trudniej się przeżywa. Zaś ich unikanie, wypieranie czy negowanie, kończy się źle, chorobami, problemami emocjonalnymi, trudnościami w życiu. Ważna książka w czasach, gdy rządzi rozum a emocje spychane są na dalszy plan.
Zaczyna Krzysztofowicz od tego, że obecnie, w erze triumfu rozumu, nie rozmawiamy o swoich uczuciach, wręcz „pozbawiliśmy się umiejętności ich zauważania, rozpoznawania i rozumienia.” Już w dzieciństwie dziecko uczy się, iż pewne jego uczucia – smutek, lęk, złość - są nie w porządku, nieakceptowane, i uczy się też że istnieją uczucia 'dobre' i 'złe'”, wciąż o złych uczuciach można przeczytać w niektórych książkach psychologicznych, ale to wielki fałsz. Jak pisze autor: „Nie ma emocji dobrych i złych – są tylko trudne i łatwe w przeżywaniu”. Więcej, WSZYSTKIE UCZUCIA SĄ DOBRE, poza tym „Złość, strach, smutek, rozpacz przychodzą do nas zawsze po coś. Coś ważnego chcą nam przekazać – zapraszają do jakiejś służącej życiu i rozwojowi reakcji. Ignorowanie tych komunikatów i ostrzeżeń jest dla każdego z nas wielką stratą.”
Kolejne rozdziały książki poświęcone są właśnie trudnym uczuciom: złości, smutkowi, bólowi, lękowi, wstydowi, bezsilności i napięciu. Pisze autor jak je akceptować, jak starać się je przeżywać, jak wreszcie je rozumieć. Bo jeśli chcemy dojść do ładu ze swoimi emocjami to musimy po pierwsze nie bać się ich doświadczać, po drugiej, starać się je zrozumieć. Zaś wypieranie uczuć nic nie daje, wracają ze zdwojoną siłą, na przykład tłumienie złości prowadzi albo do agresji albo do depresji.
Oczywiście jedną sprawą jest przeżywanie uczucia, inną działanie pod jego wpływem. Szczególnie to rozróżnienie jest ważne dla złości, bo często działanie pod jej wpływem dokonuje się błyskawicznie i jest agresywne.
Pięknie Krzysztofowicz pisze o smutku, który jest naturalną reakcją na stratę, ale też pozwala się ze stratą uporać, aby móc dalej cieszyć się niedoskonałym życiem. Ważne żeby smutek przeżyć do końca, „żeby wynurzyć się z otchłani, trzeba zanurkować aż do jej dna – dopiero wtedy można się odbić i wypłynąć ku powierzchni.” Zatem nie ma sensu uciekać od smutku, bo „on jest naszym sprzymierzeńcem i towarzyszem w drodze do pogodzenia się z tym, co musieliśmy w życiu na zawsze pożegnać.”
W rozdziale o lęku autor rozróżnia między strachem i lękiem: „Strach jest związany z realnym, występującym tu i teraz zagrożeniem, lęk natomiast z takim, którego źródło znajduje się w naszym umyśle.”. Lęki są z reguły irracjonalne a większość ludzi czując lęk wybiera jeden z dwóch sposobów reakcji: „tłumienie (wcale się nie boję)”, lub „robienie z siebie ofiary (nic nie mogę zrobić)”. Obie te strategie nie prowadzą do rozwiązania problemu, bo lęk przez cały czas będzie obecny. A najważniejszym narzędziem do radzenia sobie z lękiem jest nasz rozum. Ważne, żeby sobie zadać pytanie: „Czego ja się właściwie boję?” A na lęk jest tylko jeden sposób: bój się i rób. A wtedy „O dziwo, wówczas on się zaczyna zmniejszać, a potem bardzo szybko znika”.
To bardzo ważna i potrzebna książka w dzisiejszych czasach, gdy króluje rozum i uczucia są spychane na dalszy plan, wręcz lekceważone. Polecam ją zwłaszcza wszystkim mającym kłopoty z rozpoznaniem, akceptacją i przeżywaniem swoich uczuć.