Wielbicielką horrorów jestem już od wielu lat. Pochłaniam Mastertona czy Kinga jednym tchem i nie omieszkam też sięgnąć po innych interesujących autorów. Ale czy spotkałam się jeszcze z kobietą piszącą horrory, na dodatek będącą Polką? Odpowiedź jest prosta – nie. Już sam ten fakt sprawiał, że miałam wielką ochotę sprawdzić twórczość rodzimej autorki. Trochę to potrwało, jednak ostatnio udało mi się zakończyć czytanie. Z jakim skutkiem? Zapraszam do lektury recenzji
Aleksander Wojciechowski, inspektor z wydziału zabójstw, zostaje wezwany do kolejnej sprawy. Mogłoby to wyglądać rutynowo gdyby nie fakt, że ofiara domniemanego zabójstwa ożywa w prosektorium. Od tego momentu bohaterom zaczynają na każdym kroku towarzyszyć niewiarygodne i momentami przerażające sytuacje, stopniowo ukazujące, że nic nie jest takim, na jakie w rzeczywistości wygląda.
Jestem pod dużym wrażeniem nie tyle samej akcji, co postaci występujących w książce. Mam wrażenie, że są to ludzie z krwi i kości. Dobrze skonstruowane, naprawdę dające się lubić, co za tym idzie ciężko pożegnać mi się z nimi po za kończeniu książki. Każda z osób jest wyjątkowa, każda wywołuje u mnie inny rodzaj uczuć. Niewątpliwie, są wielkim plusem całej powieści, a dzięki ich indywidualności podejrzewam, że nie jeden czytelnik znajdzie w nich jakąś cząstkę siebie.
Kałużyska wprowadziła w akcję wiele intrygujących wątków, pozwalając sobie również na płynne przeskoki w czasie i przestrzeni. Na początku się w tym gubiłam, jednak z czasem stało się to jednym z wielu atutów książki. Sama chwilami się zastanawiałam, czy rzeczywiście na tym nie polega uczucie „deja vu”, na powtarzaniu tej samej sytuacji po to, aby coś w życiu zmienić. Akcja prowadzona na wielu płaszczyznach niewątpliwie przybliża czytelnika do rozwikłania całej zagadki, kryjącej się w książce.
Było sporo momentów, w których byłam na sto procent pewna, że rozgryzłam cała tę sprawę. Niestety, bardzo często się myliłam i brnęłam dalej w domysłach (Czyli wciąż miałam problem z odłożeniem książki na bok i zajęciem się sprawami bieżącymi). Nie brakuje tutaj krwi, rozerwanych wnętrzności czy innych makabrycznych zjawisk. Spore wrażenie zrobiły na mnie opisy ramy, czyli przedmiotu niezwykle ważnego w samej fabule i spajającej wszystko w jedną całość. Tak spore, że ostatnio miałam dziwne uczucie patrząc na puste ramy zdobiące wnętrze sklepu. Podświadomość działa pełną parą, przypominając w najmniej spodziewanych momentach, niektóre krwiste fragmenty książki. YMAR jest niewątpliwie zlepkiem kilku gatunków literackich. Jednak autorka płynnie potrafi przejść z horroru do kryminały, z niego do thrillera, łącząc to wszystko świetnymi opisami i dialogami między postaciami.
Książkę mogę szczerze polecić wielbicielom horrorów. Dodatkowo, książka posiada genialną okładkę autorstwa Darka Kocurka. Oddaje ona w zupełności klimat panujący w powieści. Nie zawiodłam się i cieszy mnie fakt, że kobiety potrafią naprawdę dobrze pisać i zachęcić czytelników do zagłębiania się w stworzony przez nie świat. Zawsze mówiło się, że horrory to domena mężczyzn, bo kobiecy umysł nie potrafi skonstruować czegoś takiego. Pora przełamać te stereotypy. A autorka robi to z wielkim hukiem. Nic dziwnego, że książka Magdaleny Kałużyńskiej została wybrana przez magazyn Grabarz Polski, za najlepszą książkę polską (wg czytelników) roku 2010! Ten fakt powinien już sam skusić niejedną osobę do sięgnięcia po Ymar. Ja się skusiłam i mój wymęczony egzemplarz, odpoczywa na półce. Coś czuję, że nie na długo…
(recenzja umieszczona wcześniej na blogu -
www.naszerecenzje.wordpress.com )