"(...) - Może nie boję się śmierci, ale tego, że nie żyłem wystarczająco dużo. Nie tak naprawdę, nie ze zdecydowaniem. To nie śmierć jest problemem, tylko to wszystko, czego się żałuje. To, czego nie można już zmienić."
🫁🫁🫁
Jeeej jak ja czekałam na tę powieść.
Oczywiście mowa tu o drugiej części serii "Szpital Whiteston" Avy Reed.
Za każdym razem autorka zachwyca mnie swoją wiedzą na temat medycyny i nie tylko.
Wprowadza w szpitalny świat pełen bólu i cierpienia.
Wprowadza w świat lekarzy i wyzwań z jakimi muszą mierzyć się na codzień.
Naprawdę lubię pióro autorki.
Jest lekkie i przyjemne, mimo iż tematy, jakie porusza, do takowych nie należą.
Szpital zdecydowanie jest miejscem, w którym chce się przebywać.
Kojarzy się ze smutkiem i niepewnością.
Z chorobami, a nawet śmiercią.
Z nieustanną walką nie tylko ze strony lekarzy, ale przede wszystkim ze strony pacjentów.
Z bezradnością, z trudnymi do podjęcia decyzjami, z ogromną odpowiedzialnością.
"Drowning Souls" to powieść, która wciąga od pierwszych stron.
Już od samego początku dzieje się tu naprawdę wiele.
Jest pożar.
Jest walka, łzy i niepewność o jutro.
Jest tragedia, w obliczu której liczą się sekundy.
Jest determinacja i trauma, która odciska swoje piętno.
Ale jest też wzajemne wsparcie, pocieszenie, otarcie łez.
Jest ogromna przyjaźń i rodząca się miłość.
Drugi tom serii należy do Sierry i Mitcha. I to właśnie z ich perspektywy napisane są rozdziały książki.
Ich relacja nie należy do najłatwiejszych.
Oboje bowiem wciąż przeżywają wydarzenie, jakie miało miejsce w szpitalu. Oboje dźwigają piętno i rany jakie po sobie pozostawiło. A mają te rany na ciele i duszy.
One wciąż o sobie przypominają.
Wszak oboje byli w niebezpieczeństwie, walczyli o przetrwanie. I udało im się. Z pożaru wyszli obronną ręką. Jednak traumatyczne przeżycia wciąż nie dają o sobie zapomnieć.
Mimo to muszą żyć dalej.
Muszą ratować ludzkie życie.
Muszą skupić się na pracy.
I chociaż Sierra jest odważną, niezależną kobietą, to zaczyna wpuszczać do swojego serca Mitcha. Nie wie jak i kiedy mężczyzna zdążył zaskarbić jej sympatię. I chociaż próbuje z tym walczyć, to nie potrafi ukryć swoich uczuć.
Relacja Sierry i Mitcha nie jest gwałtowna. Miłość nie rodzi się nagle.
Bohaterowie są ostrożni, więc na ich zbliżenie trzeba trochę poczekać. Uważam to za plus, bo uwielbiam slow burny.
Podoba mi się cała otoczka ich historii.
Podoba mi się, że autorka nie skupiła całej uwagi na rodzącym się między nimi uczuciu, ale pokazała, że życie toczy się dalej.
Do szpitala wciąż trafiają kolejni pacjenci, którzy wymagają uwagi i opieki.
Więc naprawdę cieszę się, że ta miłość nie zakłóciła całego wydźwięku powieści, ale nadała jej smaczku i oderwała od trudnych tematów.
"Drowning Souls" to powieść poruszająca najczulsze struny ludzkiej duszy, a przy tym jest niezwykle refleksyjna.
Z niecierpliwością czekam na kolejne części serii "Szpital Whiteston" 💚
(Oczywiście każdą z nich należy czytać po kolei 🙂)