„Napisałam soczysty melodramat, w którym miałam grać rolę gwiazdy. Żałosnej, poruszającej, odizolowanej. Planowałam wyśliznąć się ze skrzydeł, zostać małą męczennicą. Tak się jednak złożyło, że życie odebrało mi scenariusz i odesłało mnie w głąb sceny”
Czytacie biografie lub autobiografie? Ja czytam ich bardzo mało. Właściwie prawie wcale. Jednak autobiografia Mayi Angelou „Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak” mnie zachwyciła. I to tak bardzo, że zdecydowanie trafia do topki 2022 roku. Dlatego z wypiekami na twarzy siadłam do czytania „Zgromadźcie się w imię moje”, drugiej części autobiografii tej poetki.
Młoda Maya Angelou próbuje ułożyć sobie życie. Szuka pracy i swojego miejsca na ziemi. Chce zapewnić godne życie swojemu synkowi. Dla niego musiała szybciej stać się dorosła.
Tę dorosłość widać w samym sposobie zbudowania książki. Przy okazji opinii o „Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak” pisałam, że książkę czyta się jak pisaną prozą poezję. Natomiast w tej części jest mniej tej poetyckości. I to nie jest nic złego. Ta twardość świetnie pasuje do czasu, o jakim piszę autorka. Do jej walki o każdy dzień. Do jej uporu i zaciętości, aby osiągnąć cele.
Ta część wzbudziła we mnie mniej emocji niż poprzednia część. Były one także całkowicie inne. Chociaż tematy wiele nie odbiegały od pierwszej części. Tutaj też na pierwszy plan nadal wysuwa się brak sprawiedliwości i rasizm, z którym zmagała się Maya. Życie ciągle rzucało jej kłody po nogi. Ale ona się nie poddawała.
W tej historii widzimy siłę ducha Mayi. Ta młoda kobieta pokazała nam, jak to jest walczyć o siebie każdego dnia. Jak ciężko jest znaleźć swoje miejsce i jak ciężko pozostać niezależnym. Szczególnie gdy ma się małe dziecko. Osobę, o którą trzeba się troszczyć, która jest od nas całkowicie zależna. Ta część wbrew pozorom ma w sobie więcej smutku. Wylewa się on spomiędzy słów. „Trawka miała znaczenie, kiedy byłam sama i samotna, gdy teraźniejszość była nudna, a przyszłość niepewna”.
Jednocześnie jest to też książka o miłości. O jej poszukiwaniu i silnym pragnieniu być pokochaną. Od samego początku książki Maya przeprowadza nas przez swoje burzliwe związki i źle ulokowane uczucia. W tej części widać jak destrukcyjny wpływ na Mayę miało jej dzieciństwo. „W każdym razie zrobiłabym wszystko, byle zdobyć jego uśmiech lub usłyszeć, jak się śmieje, by następnie poklepać mnie po policzku”.
W tej książce podobnie jak w poprzedniej autorka nie upiększa niczego. Mimo pięknego pisania o życiu, rzeczy stawia takimi, jakimi są. Nie uwzniośla swojego cierpienia. Po prostu pisze, że cierpiała i że było jej ciężko. Że czasami waliło jej się życie. A ona mimo wszystko parła naprzód.
„Nie miałam pojęcia, co zrobię z własnym życiem, ale złożyłam obietnicę i odnalazłam niewinność. Przysięgałam sobie, że nigdy więcej jej nie stracę”.
Współpraca reklamowa z Grupa Wydawnicza Relacja