Dno oceanu zadziwia, zaskakuje i zachwyca. Ileż tam barw, ile cudowności! Niejednokrotnie oglądałam filmy przyrodnicze, odwiedzałam oceanaria. Jest tam jak w bajce. W takim świecie można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Czy jednak, gdyby była taka możliwość, ktokolwiek chciałby tam zamieszkać?
Po tym, jak na skutek globalnego ocieplenia, większa cześć kontynentów zostaje zalana, ludzie gnieżdżą się w wysokich, szarych blokowiskach, w których rodzina ma szczęście, jeżeli dostanie na wyłączność jeden pokój. Dla tych, którzy nie chcą tak żyć jest jednak jeszcze inne rozwiązanie. Mogą dołączyć do grupy zasiedlających dno oceanu kolonistów. Ci ludzie dostają po czterdzieści hektarów własnej ziemi, prowadzą farmy, stawiają podwodne domy i nie muszą przejmować się setką najbliższych sąsiadów. Natomiast podwodny świat jest wręcz niesamowity.
Tay jest pierwszym dzieckiem urodzonym pod wodą. Jego rodzice są naukowcami, którzy zdecydowali się prowadzić farmę na dnie oceanu. Pewnego dnia spotyka dziewczynę o imieniu Gemma, która poszukuje zaginionego brata. Od razu wie, że ona nie pasuje do podwodnego świata i natychmiast też postanawia jej pomóc. W międzyczasie jednak jedna z głębinowych farm zostaje zaatakowana przez banitów, którzy doszczętnie ją niszczą. Ludzie z podwodnych kolonii poważnie zastanawiają się nad powrotem na ląd.
Przyznam szczerze, że książką jestem mile zaskoczona. Wbrew pozorom, powieść ma skomplikowaną fabułę, wartką akcję, a podwodny świat został naprawdę niesamowicie i szczegółowo opisany. Dodatkowo, oprócz fauny i flory oceanu, interesująco stworzeni zostali również bohaterowie. Moją ulubienicą została Zoe, dziewięcioletnia siostra Taya, która ma niezastąpiony charakterek – niczym Mała Mii, z „Muminków”. Autorka również, w niebanalny sposób, potrafi czytelnika niejednokrotnie zaskoczyć.
„Mroczny dar” to pozycja, którą czyta się niezwykle lekko. Intryga nie nudzi, zagadkę można spróbować rozwiązać samemu, ponieważ pisarka bez przerwy podrzuca nam jakieś poszlaki, a odrobina nadprzyrodzonych mocy dodaje książce miłego smaku. Podoba mi się też atmosfera ciepła rodzinnego, wzajemnej troski oraz pomocy sąsiedzkiej. Koloniści tworzą zgraną społeczność i to ich wyróżnia w zalanym wodą świecie, gdzie mimo że ludzie tłoczą się jeden na drugim, to tak naprawdę nie ma między nimi żadnych specjalnych więzi.
Powieść należy również do gatunku tych antyutopijnych. Tu głównych wrogiem jest rząd i tak zwana „wspólnota”, która opiekuje się osieroconymi dziećmi, wydziela dobra materialne i planuje przyszłość Ziemi. Liźnięte zostały również nieco wątki religii i wiary, ale nie było o nich zbyt wiele – być może informacje na ich temat stanowiły wstęp do jakiegoś rozwinięcia w następnych częściach, ponieważ zauważyć można, że autorka bardzo ciekawie i z wprawą rozplanowała swoją powieść, także związki „przyczynowo-skutkowe” są logiczne i tworzą jedną, spójną całość.
Z lektury „Podwodnego świata” jestem naprawdę zadowolona. Jest to dobra i lekka książka, której czytanie dostarczyło mi wiele przyjemności. Przypominała nieco serial „SeaQuest”, ale moim zdaniem to przemawia bardziej za niż przeciwko powieści, ponieważ jest to jeden z seriali mojego dzieciństwa. Jeżeli chcecie dowiedzieć się jakie tajemnice w swoich głębinach skrywa ocean, to do przeczytania stworzonej przez Kat Falls historii, serdecznie zachęcam.