Tytuł idealny dla tej historii i historia idealnie opowiadająca o Paryżu, jak i wydarzeniach dotyczących całej Francji. W tym wypadku to miasto jest na pierwszym planie, nawet wówczas gdy snuje się opowieść o ludziach. Płyniemy wraz z wydarzeniami poprzez stulecia. Nie w sposób linearny, bo wpadamy w wiry i przeskakujemy przez kilka wieków, po czym znów wracamy i idziemy na przód, żeby po raz kolejny zatoczyć krąg itd. U Rutherfurda to ma sens, gdyż w przedstawianiu losów ludzkich jego historia skupia się na czterech rodach:de Cygne’ów, Le Sourdów, Blanchardów i Gasconów, i jest prowadzona poprzez stulecia. Pokazuje, jak ludzie budują jedno z największych miast Europy, jak powstaje z gliny, brudu, poprzez setki lat wojen, chorób i zwykłych dramatów tych, którzy pozornie mało istotni staja się ogniwem budującym przyszłość tego miejsca.
Niestety, historie ludzkie są tu ukazane na zasadzie fragmentarycznych strzępków. Dostarczają niejako najistotniejszych motywów do budowania większej opowieści, ale być może to właśnie taki sposób nie do końca mnie zadowala i nie mogłam się cieszyć lekturą tak, jak wstępnie zakładałam. Z drugiej strony po przeczytaniu i zdystansowaniu się do treści zastanawiam się, czy gdyby snuta opowieść dostarczała więcej szczegółów na temat życia bohaterów, to byłaby dla mnie barwniejsza? A może tylko przytłoczyłaby to, co wzbudziło u mnie podziw dla całokształtu, a mianowicie ukazanie wszystkich zdarzeń z historii Francji. O tak wielu rzeczach nie miałam wcześniej pojęcia i na pewno nie poznałam z innych książek Paryża tak, jak stało się to za sprawą Rutherfurda.
Cokolwiek by się nie napisało o fabule i tak nie sposób w pełni oddać jej klimatu, bo to on działa na odbiorce najmocniej. Ja nieszczególnie zwracałam tu uwagę na dzieje przedstawionych rodzin, a na historyczne tło, będące dla mnie najistotniejszym elementem przysłaniającym niejako całą resztę. W moim mniemaniu, bohaterowie służą do skomponowania bogatego obrazu rosnącego w siłę, jako monumentalny krajobraz rozwijającego się miasta. Czy to będzie Paryż czy jakakolwiek inna aglomeracja świata, takie właśnie musiałby być początki każdej z nich. Owładnięty przez wielkie wydarzenia, wojny, powstania, zamieszki i ludzi nim rządzących oraz tych, którzy spełniając kaprysy wielkich budowali jego ulice - Paryż - pokazuje czym jest rozwój społeczny, kulturalny, techniczny. Wyraźnie ukazuje człowieczeństwo od średniowiecza, aż po współczesność, z wszelkimi pozytywnymi, jak i negatywnymi zdobyczami. Są wojny, które towarzyszą od początku naszego istnienia, w postaci krucjat i nawracania Saracenów, gnębienia Żydów; jest wojna stuletnia oraz dwie światowe. Mamy do czynienia z rządami różnych królów i nieodzownego w tej historii portretu kardynała Richelieu. Do tego są sławne postaci z życia kulturalno-artystycznego tworzącego barwną mozaikę francuskiego świata, wyróżniająca jego stolicę i budującą jej charakter jak choćby: Gustaw Eiffel, Victor Hugo, artyści malarskiego świata, szczególnie impresjoniści, a także myśliciele czy naukowcy. Wydaje się jakby autor chciał choćby w kilku zdaniach wspomnieć czyjeś znane nazwisko, czy najistotniejsze dla kraju zdarzenie, wplatając je umiejętnie w fabułę.
Dla osób lubiących książki historyczne to będzie świetna przygoda, nawet jeśli Paryż nie jest naszym szczególnie upodobanym miejscem na ziemi. Naprawdę do mało czego można się tu przyczepić, biorąc pod uwagę sposób opisywanych zdarzeń. "Paryż" nie jest gloryfikującą epopeją na cześć jego mieszkańców. Edward Rutherfurd konstruuje swą powieść na zasadzie współistnienia plusów i minusów, czyli opisuje rzeczy jakimi są. Nie stara się zacierać niechlubnej przeszłości, tragicznych wyborów francuskiej elity, nie ukazuje idealnego francuskiego społeczeństwa, a prędzej co jakiś czas wplata w akcję zdarzenia, które odzierają Francuzów z dumy.