Po wyczerpaniu swoich bibliotecznych zapasów, książkę tę kupiłam parę lat temu w kiosku, w akcie desperacji jako dodatek do jakiejś gazetki. Spodziewałam się, że będzie to niewymagająca i lekkostrawna lektura o charakterze romansu, której docelowym odbiorcą są kobietki, lubiące tematykę relacji damsko-męskich. Taki książkowy odpowiednik niezbyt oryginalnego, ale jednak bardzo popularnego gatunku komedii romantycznych. I w pewnym sensie Nie całkiem do pary faktycznie wpisuje się w ten kanon.
Książka Wendy Markham to pierwsza pozycja otwierająca całą serię książek o losach Tracey Spedolini, głównej bohaterki. Nie jestem pewna, czy pozostałe książki z serii doczekały się polskiego przekładu i pojawiły się na naszym lokalnym rynku, niemniej jednak w oryginalnym języku cykl składa się z pięciu książek, dla których elementem wspólnym jest właśnie główna bohaterka.
Będąca w związku o trzyletnim stażu Tracey, po tym jak jej partner znika na okres wakacji w pogoni za karierą, skłania się do refleksji nad własnym życiem. Nie jest zadowolona z własnego wyglądu, praca marzeń nie spełniła oczekiwań a życie uczuciowe…? Cóż, mało zaangażowany partner unikający zobowiązań też nie jest ideałem, kiedy w końcu spojrzy się na to z dystansu. Tracey konfrontuje się z gorzkimi obserwacjami na temat swojego życia i zaczyna brać sprawy we własne ręce.
Nie całkiem do pary to klasyczna historia kobiety, która marzy o wielkiej miłości, a zaślepiona uczuciem idealizuje obraz partnera i nie dostrzega wad, za które krytykują go ludzie z jej najbliższego otoczenia. Podążając za narracją, czytelnik nie raz doświadczy różnych wątpliwości i trosk bohaterki, dając się porwać jej zaprzeczaniu rzeczywistości, ale również dzieląc z nią dyskomfort i zmartwienia kiedy prawda w końcu zacznie tworzyć rysy na pozornie idealnej tafli wspólnego życia z Willem. Tymczasem kiedy Tracey do chodzi do wniosku, że niejednokrotnie jest udręczona swoim „wymarzonym” związkiem, na horyzoncie pojawia się Buckley, który zdaje się dużo bardziej doceniać to, jaką jest kobietą, a wraz z nim pojawiają się wyrzuty sumienia.
Ta książka to romans, w którym Markham wnikliwie przedstawia historię grzecznej i miłej dziewczyny, która nie potrafi stanąć we własnej obronie i zawalczyć o swoją wartość. Tym samym, trafia swoim przekazem do wielu czytelniczek, które solidaryzują się z główną bohaterką w jej skromnej postawie zdominowanej przez zaniżone poczucie własnej wartości. Być może właśnie dlatego na rynku amerykańskim cała seria o Tracey spotkała się z bardzo pozytywnym przyjęciem wspinając się na listę bestsellerów New York Times.
Nie da się ukryć też, że życiowe rozterki Tracey, jak również kreacja bohaterki jako pulchnej dwudziestokilkulatki walczącej z codziennymi nałogami palenia papierosów i okazjonalnych drinków przypomniały w pierwszej chwili kultową postać Bridget Jones. To wrażenie podkreśliło też przedstawienie grupy przyjaciół głównej bohaterki – oczywiście znajdziemy wśród nich urodziwą koleżankę odnoszącą sukcesy zawodowe, oraz stereotypowego przyjaciela-homoseksualistę. Wytrwały poszukiwacz z pewnością znalazłby więcej analogii. Podsumowując, Nie całkiem do pary to dosyć typowy przykład tzw. Lekkostrawnej literatury kobiecej. Fabuła nie jest zbyt oryginalna, nie do końca też spełniła moje oczekiwania, że to pozycja, która zmotywuje do podjęcia działania i wprowadzenia pozytywnych zmian w swoim życiu. Niestety miałam wrażenie, ze wszelkie życiowe zmiany, które Tracey wprowadza w walce o swoje lepsze samopoczucie motywuje nie własnym dobrem, a chęcią spełnienia oczekiwań partnera, którego w zasadzie w ogóle nie obchodzi. Koniec końców, lektura nie zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejne książki z cyklu, choć może właśnie w kolejnych częściach doświadczyłabym prawdziwej przemiany głównej bohaterki. Niestety pierwszy tom nie zachęcił mnie na tyle, żeby zgłębić to osobiście.