Już jakiś czas temu przeczytałam tę książkę, jednak dałam sobie czas by ochłonąć i pod wpływem emocji nie zmasakrować przedstawionej wizji autora. Cóż, nie wiem na ile to pomogło, bo nadal w pamięci mam szereg usterek, wypływających w trakcie lektury.
Ponieważ "Baśniowy morderca" wchodzi w skład cyklu, więc pierwsze co się rzuci w oczy, to będzie postać komisarza Jana Fabla. Jak dla mnie jest to postać bezbarwna. Bez wad, ani szczególnych predyspozycji wybijających go z tła. Miał rodzinę, teraz żyje z nową kobietą, na co dzień elegancki, ale jakiś taki bez charakteru. Z drugiej strony temu człowiekowi poświęca się najwięcej uwagi, zapominając praktycznie o charakterystyce innych bohaterów. Może o to chodziło by na tle rozmytej masy wyraźniej postrzegać postać komisarza?
Nie rozumiem też, dlaczego Russell wybrał na miejsce akcji Hamburg. Przy jednej książce to by przeszło, nie czepiałabym się szczegółów, ale jeśli cały cykl jest pisany w ten sposób, że bohaterowie potykają się o pewne sytuacje i wciąż jest tłumaczenie skąd to czy tamto charakterystyczne dla gruntu niemieckiego, to odbiór tak zaprezentowanej rzeczywistości w "Baśniowym.." jest nieszczególny. Przypuszczam, że gdyby to pisała na przykład Nele Neuhaus, mająca większą znajomość rzeczy, nie widziałaby potrzeby tłumaczenia czegokolwiek. Natomiast u Russella wygląda to mniej więcej tak, jakby przekładał z niemieckiego na angielskie realia, zapewne dlatego, iż czuł przymus objaśniania kroków rodzimemu czytelnikowi. Inaczej tego nie potrafię sobie wytłumaczyć. W każdym bądź razie autor najpierw w coś się zaplątuje potem z tego tłumaczy, co nie wypada korzystnie dla fabuły.
Do tego narracja jest prowadzona bez emocji. Bohaterowie zachowują się jak kukły, kiedy to nawet drastyczne zdarzenia nie mają relatywnego przełożenia na ich emocje i postępowanie w związku z zaistniałą sytuacją. Bywa, że i rozmowy toczą się w sposób sztywny, wymuszony, nie ma w nich zbyt wielkiej finezji. Szczególnie sztucznie wypadają kwestie nie związane z omawianiem śledztwa.
Zasadniczo to, co może stanowić o pozytywnym odbiorze książki to kryteria, jakimi posługuje się zabójca. Tak charakterystyczny motyw przewodni jest nie tylko ciekawym i spajającym elementem akcji, ale i dość oryginalnym. Przejęcie elementów z baśni Grimm byłoby nietuzinkowym smaczkiem, aczkolwiek pomysł został zrealizowany powierzchownie. Przy takiej prezentacji działań oraz samego czynnika zapalającego seryjnego mordercę do czynu, całość wypada mizernie. Autor mało plastycznie przedstawia swoje założenia, jak dla mnie nie rozbudowuje dostatecznie schematu wykorzystywanych bajek na rzecz bardziej rzeczowej prezentacji zbrodni. A można było tutaj naprawdę poszaleć i nadać konstrukcji większego rozmachu. Tymczasem "Baśniowy morderca" wypada mało ciekawie. Chyba nie ma nic gorszego, jak stwierdzenie po przeczytaniu kryminału, że się nad lekturą przysypiało.