Piękna i Bestia. Tak mogę określić te dwie postaci, które można było poznać w tej historii. Nie chodzi mi o to, że Lijanas niczym Bella rozmawia z imbryczkiem. Porównuję bohaterów do tytułu tej bajki, ponieważ tak sobie wyobrażałam ich wygląd. Na szczęście Mordan nie był aż tak owłosiony.
Głównymi postaciami są Lijanas i Mordan.
Mordan to wojowniczy Kier, pierwszy dowódca armii swoich rodaków. Jest bezlitosnym mordercą, który ma za sobą okrutną przeszłość. „Krwawy Wilk” jest znany w każdej wiosce. Pewnego dnia otrzymuje rozkaz od swojego króla, Haffrena, by przyprowadził do Turasu nivardzką uzdrowicielkę imieniem Lijanas. Zebrał swoich najlepszych ludzi i wyruszył na misję.
Lijanas to uzdrowicielka, znana w całej Anscharze. Urokliwa kobieta oczekuje powrotu swojego ukochanego, by dać mu ostateczną odpowiedź na pytanie, które on zadał przed swym wyjazdem. Lijanas zostaje wezwana do ciężko chorego pacjenta, nie wyczuwając małego podstępu. Zostaje schwytana przez Kierów, którzy wyruszają z nią do swojej wioski, napotykając na swojej drodze na przeszkody.
Lynn Raven nieco mnie zaskoczyła tą książką. Na samym początku czytanie jakoś mi nie szło, ale z czasem wszystko się rozkręciło i z przyjemnością oddałam się lekturze.
Musiałam się przyzwyczaić do stylu pisania tej pani. Posługiwała się starymi zwrotami, które pierwszy raz spotkałam w trakcie swojej przygody z książkami. Natomiast imiona jak i nazwy wiosek są tak wymyślne, że można to uznać za rekompensatę.
Fabuła jest wprost magiczna. Znalazłam tutaj wzruszające momenty, były chwile, kiedy uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale również są krwawe sceny, przy których miałam gęsią skórkę. Dreszczyk emocji zapewniony.
Narracja jest trzecioosobowa, co jest kolejnym atutem. Historia jest opowiadana pod kątem Lijanas i Mordana, ale także bohaterów drugo czy trzecioplanowych. Dzięki temu mamy większy wgląd w ich naturalne życie i codzienne rytuały. Możemy poznać tamten świat z różnych perspektyw. Kolejny plus.
Opisy natury i pomieszczeń nie odstraszają swoją prezentacją. Czasem mi się zdawało, że jest tego za dużo, ale wkrótce stwierdziłam, że gdyby było krótsze to wszystko straciłoby sens.
Spoglądając na okładkę można zauważyć srebrzystowłosą dziewczynę o magnetycznie zielonych oczach. Kiedyś sama chciałam mieć taki kolor patrzałek (mam brązowe) i nie raz spoglądam na nią z zazdrością. Może to trochę chore zazdrościć wyretuszowanej postaci na kawałku kartonu, ale ta zielona barwa nie daje mi spokoju. Muszę jeszcze wspomnieć o cudownym koniu koło niej. Może i ma wygląd zwierzęcia ze wścieklizną, ale i tak bym go wybrała na przejażdżkę konną.
Pomysł na książkę wydał mi się oryginalny. Nie znalazłam tutaj nic co by mi podpowiedziało: „#Ivy, ten fragment powinien ci przypomnieć lekturę tego i tego autora”. Nie. Mój mózg nic takiego nie zakodował.
Tak jak napisałam na samym początku było mi ciężko czytać początek. Może to spowodowało to, że po czasie odwidziała mi się ta lektura? Postanowiłam jednak ją przeczytać do końca. Nie żałuję tego. Opinie innych czytelników okazały się zgodne z prawdą.
Co mi się w najbardziej podobało? Oczywiście osobisty koń Mordana. Był tak wyjątkowy, że chętnie bym go wyrwała z powieści i zrobiła mu stajnię koło swojego łóżka.
Następny lajk otrzymują rozmowy między Mordanem a Lijanas. Uwielbiałam czytać co było z nimi związane. Podchodziłam do tego z sercem i odczuwałam ich emocje. Ich wzajemne przyciąganie przypominało mi bieg w spowolnionym tempie. Dorastające uczucie bohaterów dodaje pikanterii.
Nie mogę zapomnieć, że również uroniłam łzy. Nie ze śmiechu. Ze smutku. Nieczęsto mi się to zdarza, bo jak twierdzą – mam serce z kamienia. Jednak okazuje się, że to tylko wymysły. Po prostu nastała taka sytuacja, że nie umiałam się powstrzymać. Przygryzałam wargę, słone krople spływały mi po policzkach i czytałam dalsze rozwinięcie akcji. Czy zakończyło się to happy endem? To już tajemnica.
Jedyne, co mi przeszkadzało to jaskrawość stron. Nie lubię, gdy coś takiego przeszkadza w czytaniu. Może można się do tego przyzwyczaić, ale osoby, które mają problemy ze wzrokiem to raczej męczy, niżeli zachęca do kontynuacji. chciałam wtedy zmienić ustawienia jasności, ale to papierowa książka – nie z nią te numery!
Książkę polecam serdecznie fanom Lynn Raven, którzy mieli przyjemność przeczytania jej innych dzieł. Również gorąco wciskam ją przed nosy książkoholikom, którzy kochają takie klimaty. Jak wam niestraszne opisy walk i rozcinania ciał to „Pocałunek Kier” jest dla was idealny.