Blog można prowadzić z wielu przyczyn, to co umieszczamy na nim w formie notek dotyczy mniej lub bardziej poważnych rzeczy. "Buszując" po sieci napotykamy wiele internetowych pamiętników, czasem do nich wraca się, czasem zapomina się o wpisach z momentem wejścia na kolejną stronę. Jednak są takie, na które nie trafiliśmy w wirtualnej rzeczywistości, a szkoda, bo oferują świetne zapiski. Takim właśnie jest blog Magdaleny Kulus, nie miałam szczęścia by rozpocząć znajomość z autorką w internecie, ale dostałam drugą szansę dzięki jej książce. Opowiadać o swoim życiu nie jest łatwo, chociaż dla postronnego obserwatora może wydawać się to prostą sprawą, tylko nielicznym udaje się pokazać siebie takim jakim się jest naprawdę, bez zbędnych słów.
Zaczynając czytać książkę "Blondyn i Blondyna" ma się świadomość, że historia przed naszymi oczyma jest prawdziwa, to nie fikcja, lecz 100% rzeczywistość młodej kobiety. Niczego przed lekturą nie zakładałam z góry, tytuł nastawił mnie pozytywnie i właśnie takie podejście było właściwe. Życie nie jest bajką przekonujemy się codziennie o tym, ale czasem daje się we znaki jednym bardziej niż innym. Szybko można powiedzieć "on/ ona ma lepiej/ gorzej ode mnie", lecz to tylko puste słowa nic nie wnoszące do naszego egzystencji, trudniej jest wymagać od siebie by przeszkody starać się pokonywać, bez oglądania się czy ktoś nam poda pomocną dłoń. Jednak opowieść Magdaleny Kulus nie skupia się na różnicach pomiędzy jej osobą a otoczeniem, wręcz przeciwnie, ukazuje ona swoje życie poprzez to co jest jej udziałem na co dzień - naukę, pracę, spotkania ze znajomymi.
Właściwie tytuł wskazuje głównych bohaterów - Blondynę i Blondyna, człowieka i psa, ale to tylko bardzo powierzchowne stwierdzenie. W rzeczywistości czytelnik ma okazję poznać niezwykłą przyjaźń, u podstaw której leży chęć niesienia pomocy - właśnie chęć, a nie coś przymusowego. Sympatia wzajemnych kontaktów jest widoczna w słowach opisujących Igora, bo to prawdziwe imię psa opiekuna Magdaleny Kulus, również nazywanego Królewiczem. Czasem mówimy, iż ktoś ma szczęście do ludzi, a może trzeba by powiedzieć, że to los dał szansę ludziom i na ich drodze życiowej postawił kogoś - w tym wypadku autorkę tej książki. Nie jest ona tylko stroną biorącą, ale przede wszystkim równie wiele, jak nie więcej, dająca innym z siebie. Czytanie o codziennych sprawach może wydawać się nudne, jednak w przypadku "Blondyna i Blondynki" pozytywna energia i humor powodują, że lektura mija niepostrzeżenie. Oczywiście są też wspomniane mniej pogodne chwile, kiedy los dotkliwie przypomina o negatywnych swoich stronach, jednak w takich momentach bohaterka nie jest sama, lecz w gronie bliskich.
Każda przeczytana historia pozostaje w mojej pamięci jako słowo klucz, który otwiera szufladę wspomnień gdy na swej drodze spotykam coś pokrewnego, przynajmniej moim zdaniem. Po tej lekturze jeden wyraz zyskał nowe znaczenie - przyjaciel. Wiem kim są dla mnie moje bratnie dusze, jednak czy umiałabym opisać ich tak jak autorka, że nie są tylko imionami,ale żywymi osobami?