Jaki byłby świat, gdyby okazało się, że anioły, demony, wiedźmy i inne stwory są prawdziwe?
Albo gdyby mity przestały być jedynie bajkami, a stały się czymś rzeczywistym?
Albo gdyby twoje życie wywróciło się o 180 stopni w momencie, gdy próg szkoły przestąpił nowy, tajemniczy uczeń?
Po przeczytaniu „Cienia. Mrocznej pokusy” myślę, że z powodzeniem mogłabym zapytać o to główną bohaterkę tej historii. Evelyn, bo o niej mowa, jest typową przedstawicielką licealistów, której życie w dużej mierze opiera się na chodzeniu do szkoły i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Nadchodzi jednak dzień, który całkowicie zmieni jej teraźniejszość i przyszłość, z czego nastolatka nie zdaje sobie jeszcze sprawy. Do uczęszczanej przez dziewczynę placówki dołącza chłopak o imieniu Lucas, który poza wzbudzeniem zachwytu wśród większości populacji uczennic, zwraca na siebie uwagę Evelyn.
Pewne nieoczekiwane okoliczności powodują, że dwójka naszych bohaterów wyrusza w obowiązkową podróż.
Wtedy rozpoczyna się zamieszanie.
Zamieszanie, które stawia przed dziewczyną coraz więcej pytań, na które to nie może znaleźć żadnej odpowiedzi, albo raczej odpowiedzi, która byłaby chociaż trochę prawdopodobna i racjonalna.
Czy dziewczyna podoła?
Teraz będę chwalić! Po pierwsze, drugie i dziesiąte „Cień. Mroczna pokusa” jest w swoim gatunku dobrym debiutem! Poważnie, nie pamiętam, kiedy tego typu książkę czytało mi się tak przyjemnie i szybciutko. Co prawda nie jest ona długa, bo ma zaledwie 200 stron, ale ani przez chwile nie miałam problemu z wgryzieniem się w świat przedstawiony. Właściwie jej klimat przypomina mi trochę „Zmierzch”, ale w tym pozytywnym sensie, bo ten świat kiedyś kochałam.
Bardzo podoba mi się to, że karty tej historii odkrywane są stopniowo, a informacje przekazywane czytelnikowi są dawkowane. Do tego lubię brata Lucasa, a sami główni bohaterowie mnie nie irytują, a właściwie darzę ich sympatią. Za to od samego początku nie lubię Clary, której działania mogę jednak zrozumieć, a także Nicole, ale tej pannicy nie trawię od tak. Dziewczyna ta nie wzbudziła we mnie ani jednej pozytywnej emocji. Właściwie cieszy mnie to, bo przy czytaniu lubię mieć bohatera, który mnie odpycha i mogę go wyklinać do woli.
Kolejnym plusem jest zakończenie, które sprawiło, że zazgrzytałam zębami i pomyślałam „Ale to już? Ale dlaczego?”. Książka urywa się w taki momencie, że jestem pewna tego, że powstanie kolejny tom i z niecierpliwością na niego czekam, bo bardzo lubię raz na jakiś czas sięgać po takie historie.
Właściwie mam tylko jedną sugestię, ale nie dotyczy ona przygód Evelyn i Lucasa, a wydania. W trakcie czytania bardzo męczyły mi się oczy przez to, że odstępy między liniami są bardzo niewielkie i nie płakałabym, gdyby w kolejnych publikacjach to się zmieniło. Nie ukrywam jednak, że jest to tylko i wyłącznie moja fanaberia, która nie wpłynęła w żaden sposób na odbiór książki.
Podsumowując, jeśli masz ochotę na tego typu historię, to myślę, że z powodzeniem możesz sięgnąć po „Cień.” i nie powinieneś się zawieść. W każdym razie ja się nie zawiodłam.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl