Coś musiało pójść nie tak w nowożytnej filozofii, że od dłuższego czasu (od dekad?, od kilku stuleci?) jest w kryzysie. Jej ‘umiłowanie myślenia’ zostało przejęte przez tzw. nauki szczegółowe, które odniosły sukces w opisie świata, a ona sama pozostała w sferze spekulacji okopując się w hermetycznym języku. To nie Bacon, choć nowatorski teoretyk poznania, zapoczątkował systemowo eksperymenty weryfikujące potoczne (i zdroworozsądkowe) sądy, ale Galileusz analizujący równię pochyłą. Arystoteles założył, że mucha ma dwie pary odnóży i nie czuł przesadnej potrzeby do konfrontacji tej tezy z faktami. Lubię filozofów, którzy są uczciwi. To znaczy albo zajmują się światem doznań, potrzeb i interakcji kulturowych człowieka (uzupełniają twórczo pracę historyków i literaturoznawców), albo wpierw podejmują wysiłek zapoznania się z faktami sfery ‘science’, a następnie budują pomost między czystą myślą, a rzeczywistością. Jeśli jednak narracji relatywizującej poddaje się to, co już wiadomo skądinąd, to łatwo o szkody. Postmodernizm, jako próba wielowątkowego opisu zjawisk kulturowych, to jedna z filozoficznych alternatyw. Ona jednak bezrefleksyjnie tę samą technikę opowiadania chce narzucić naukom przyrodniczym, co natychmiast buduje intelektualną karykaturę, a u mnie jako odbiorcy, pojawia się zażenowanie. Takie właśnie przemyślenia i emocje towarzyszyły mi podczas lektury „Co się zdarzyło w XX wieku?” pióra ważnego niemieckiego filozofa Petera Sloterdijka. Niewiele przyswoiłem ciekawych rozważań.
Moją, i tak niską, ocenę nie obniża nawet fakt, że praca filozofa, to zbiór kilkunastu esejów okolicznościowych. Nie lubię tego nie wiedzieć przed lekturą. Tytuł tego nie sugeruje, a całość okazała się zbyt luźno związana z oceną minionego stulecia (chyba, że krytyczna dyskusja o koncepcjach kolegi filozofa wystarczająco wyczerpuje tytuł, jeśli tylko ten kolega żył w XX wieku). Zdecydowanie nie podobała mi się wymowa pierwszych siedmiu tekstów, w których antropocen, globalizacja, przemiany kulturowe współczesności czy zdumiewająco naiwne odczytanie ery astronautyki, budują znaczeniowy nieład. Autor niemiłosiernie kontekstualnie, zapewne spójnie wewnętrznie i poprawnie literacko, przelał na papier własne myśli. Tylko brak w tym powagi formalnej i całościowej wizji wybranych do analizy elementów. Meteorologia i kryzys klimatyczny stanowią element społecznego dyskursu, bo są sugestywne (str. 31-32). Poważne i ludzko niepokojące zjawisko neotenii, rozpływa się w analizie teologicznej zahaczającej o Buddę i Jezusa (str. 55-56), a istnienie inteligencji pozaziemskiej dowiodło (sic!) zbudowanie stacji kosmicznej (str. 196). Starałem się jakoś doszukać w tym sensu - alegorycznego, pokątnego, moralnego, domniemanego, .... Jeśli nawet potraktujemy rozważania, jako czysto literacki tekst, to pozostaje forma bez założonej przez autora powagi. Chyba, że kompletnie rozminąłem się z intencjami filozofa.
Taką ponowoczesną manierę uwypuklania niejednoznaczności, szukania (wbrew faktom) sensu w kolejnych głoskach bez nawiązania do posiadanej przez słowa jednoznaczności operacyjnej, widać bardzo dobrze w poniższych cytatach:
„(…) czas uwidacznia się jako czas dopiero wtedy, gdy jego równomierny upływ ulega zakłóceniu” (str. 15)
„To, że Homo Sapiens, wbrew biologicznej niemożliwości, istnieje – ten tajemniczy stan rzeczy można zinterpretować wyłącznie w kategorii antropologii udomowienia.” (st. 54)
„Kosmos jest wszystko zawierającą kulą: to ustalenie filozofii przyrody stanowi faktyczny początek globalizacji” (str. 85)
„Globalizacja zaczyna się – wymaga to bliższego rozpracowania – jako rewolucja geometryzacji myślenia, a ściślej jako rewolucja uranometryczna.” (str. 87)
"Nowoczesność można zrozumieć tylko jako epokę walki o nowe określenie sensu rzeczywistości." (str. 112)
"Sam filozof wszak nie może stać się sofistą, by nie utracić swojego ontologicznego prymatu." (str. 341)
Już same te sformułowania (ostrożnie wybierałem takie, które są jednoznacznie przekonaniami autora, a nie referowaniem sądów innych myślicieli), wystarczyłyby na ocenę ich autora jako hochsztaplera, pseudo-naukowca. Na szczęście byłaby to krzywdząca ocena, jeśli czytelnik zapozna się z resztą esejów. Choć wciąż połowa książki orbituje w rejony pozwalające ocenić Sloterdijka jako niefrasobliwego ignoranta w kwestii nauk przyrodniczych. To już nie uchodzi, szczególnie gdy kolejne raporty IPCC(*) jednoznacznie alarmują, a siłą polityczną istotną w Niemczech są Zieloni.
Zdecydowanie lepiej odebrałem te rozważania filozofa, w których opowiada o psych-społecznej kondycji człowieka (mocne słowa o prekariacie, materializmie i ujmująco szczerym oddawaniu się lenistwu - str. 135-137). Autor bardzo trafnie podsumowuje sens starań 'człowieka sytego', który nieuchronnie ciąży ku bezruchowi (str. 145):
"(...) każdy wysiłek ma tylko prowizoryczny charakter; sens wszystkich wysiłków polega na dążeniu do wolnej od wysiłku homeostazy. Jestem po raz ostatni cierpliwy, bym wreszcie, po wielkim znalezisku, nigdy więcej nie musiał być cierpliwy. Najżarliwszym marzeniem Europy jest bezrobocie wynikające z dobrobytu."
Z jednej strony, im dalej w tekst, tym lepiej się czytało, ale z drugiej strony niewiele pozostawało w jakimkolwiek związku z podsumowaniem wieku XX-tego. Jest dość pokrętny tekst o Heideggerze i 'wisienka na torcie' o Logosie (z której pochodzi autodemaskatorski, według mnie, cytat przywołany ze strony 341). Chyba ostatecznie najciekawiej wypadły eseje czysto literackie - o podstawach renesansu odczytanego znaczeniem "Dekameronu" i o archetypiczności podróży Odysa. Piękne to było, choć niemal pozbawione odniesień do specyfiki ubiegłego stulecia. W związku z tymi odczuciami, zdecydowanie trafniejsze byłoby nazwanie książki: "Zbiór rozłącznych w wymowie przemyśleń z XX-wieku i o XX-wieku".
Książka Sloterdijka jest słaba, nie tylko jako 'przesadnie wysłowiony synonimicznie' wielowarstwowy tekst, w którym oczywista płaszczyzna zbyt często pozostawała w zapomnieniu (nie do końca wiem, w jakim celu), ale i w jednoznacznie chybionych (dalece niepełnych) przesłaniach wprost dla człowieka w XXI wieku. Płynność opisu interakcji: 'człowiek z jego kulturą-przyroda' ma swoje granice, niezależnie od poetyckości języka, nawet pełnego mgławicowego rozedrgania. Kazuistyka musi mieć jakiś cel, którego w "Co się zdarzyło w XX wieku?" nie odkryłem. Czytelniczy zawód.
SŁABE - 4/10
-------
* IPCC - Międzynarodowy Zespół do spraw Zmian Klimatu