Znany filozof i etyk napisał książkę o filozoficznych i moralnych implikacjach niebywałego rozwoju inżynierii genetycznej w ostatnich latach. Jak zwykle Sandel imponuje precyzją i jasnością tak określając tematykę książki: „Współczesny przełom w genetyce niesie ze sobą zarówno obietnicę, jak i niebezpieczeństwo. Obietnica polega na tym, że wkrótce będziemy mogli leczyć wiele poważnych chorób i zapobiegać ich wystąpieniu. Niebezpieczeństwo wynika z tego, iż nowo zdobyta wiedza genetyczna może nam również pozwolić poprawiać naturę, po to, aby wzmocnić nasze mięśnie, ulepszyć pamięć i nastrój; żeby wybrać płeć, wzrost i inne cechy genetyczne naszych dzieci; żeby zwiększyć naszą sprawność fizyczną i umysłową” Sandel pyta jakie będą skutki moralne czy cywilizacyjne takich praktyk.
Zaczyna autor od paru przykładów: pisze np. o mieszkance Teksasu która około 2005r., po stracie ukochanego kota, wysłała do kalifornijskiej firmy oferującej usługę klonowania kotów próbkę materiału genetycznego swego ulubieńca i zapłaciła 50 tysięcy dolarów. Kilka miesięcy później otrzymała małego kotka, genetycznego bliźniaka swojego pupila. Pamiętajmy, że pisane to było w 2007r., od tego czasu cena klonowania kota znacznie spadła. Od razu nasuwa się pytanie: a kiedy człowiek (a może już)? A jaka będzie cena?
W rozdziale o genetycznych sportowcach powtarza Sandel znane argumenty przeciwko dopingowi w sporcie, ale nie pisze o tym, że pewne sporty (podnoszenie ciężarów, sprinty) zagrożone są obumarciem z powodu afer dopingowych. Zatem walka z dopingiem jest trudna, jeśli nie przegrana. A nadchodzi doping genetyczny (może już nadszedł?), który będzie dużo trudniejszy do wykrycia. Ten przykład pokazuje, że dla osiągnięcia zysku i sławy ludzie nie cofną przed modyfikacjami genetycznymi, tak jak nie cofają się przed metodami dopingowymi obecnie.
W bardzo ciekawym rozdziale o modyfikowaniu dzieci z wykorzystaniem inżynierii genetycznej Sandel zauważa że modyfikacje genetyczne przypominają stresogenne praktyki wychowawcze nadopiekuńczych rodziców. Tacy rodzice marząc o karierze artystycznej czy sportowej swoich pociech, zamieniają ich dzieciństwo w koszmar, ale niektórym się udaje, chociażby ojcu sióstr Williams. Oczywiście, jeśli nadambitni rodzice będą mieli możliwość modyfikacji genetycznej swoich dzieci, z pewnością z niej skorzystają. Tutaj też jestem pesymistą – to znaczy myślę, że to się prędzej czy później zdarzy (bardziej prędzej, niż później).
Sandel pisze dalej: „W społeczeństwie, które ceni władzę i kontrolę, rodzicielstwo jest prawdziwą lekcją pokory. Fakt, że kochamy swoje dzieci całym sercem, ale nie możemy zadecydować o tym, jakie będą, uczy rodziców otwartości na nieproszone. Taka otwartość jest czymś, co warto rozwijać nie tylko w obrębie rodzin, lecz także w większych społecznościach. Pomaga nam znosić niespodziewane zdarzenia, żyć z dysonansem między naszymi pragnieniami a rzeczywistością, opanować potrzebę kontroli.”. Wszystko prawda, ale jeśli pojawi się możliwość kontroli genetycznej, jestem przekonany że wiele laboratoriów będzie ją oferować, a masa rodziców z niej skorzysta i będą gotowi płacić duże pieniądze. A skutki dla ludzkości będą w dłuższym okresie opłakane.
Oczywiście można argumentować, że w obecnych czasach pandemii i kryzysu klimatycznego sprawa nie jest tak ważna, ale z pewnością etyczne następstwa inżynierii genetycznej to jeden z wielkich problemów stojących przed ludzkością.
Mimo, że wydana w 2007r. książka niewiele się zestarzała, stawia wiele ważnych pytań i skłania do zadumy, do polemiki z autorem, to bardzo inspirująca lektura.