Pies Baskerville’ów Sir Arthur Conan Doyle’a to chyba najbardziej znana pozycja z cyklu o Sherlocku Holmesie. Była inspiracją dla wielu twórców, a na jej podstawie nakręcono kilkanaście filmów. I nie ma się czumu dziwić, bowiem klimat tej książki jest tak złowrogi i tajemniczy, że wciąga od samego początku i trzyma w napięciu już do końca. Jeśli dorzucimy do tego element paranormalny i dobrze znanego wszystkim bohatera mamy lekturę, której niewielu może się oprzeć.
Tym razem bohaterowie będą musieli odkryć prawdę kryjącą się za legendą, która od pokoleń towarzyszy rodzinie Baskerville’ów. Przeniesiemy się na ponure bagna Dartmoor, gdzie znajduje się posiadłość przeklętego przed laty rodu. Okrutna i tajemnicza śmierć spotyka każdego Baskerville’a, a towarzyszy jej wycie potwornego psa, którego od czasu do czasu widują okoliczni mieszkańcy. W niewyjaśnionych okolicznościach, na terenie posiadłości ginie sir Charles. Brak jakichkolwiek śladów, motywu i narzędzia zbrodni skłania nawet najbardziej sceptyczne osoby, by zacząć wierzyć w monstrum z legend. Tymczasem do Londynu przyjeżdża ostatni dziedzic rodu – sir Henry, który wbrew ostrzeżeniom i namowom postanawia zamieszkać w posiadłości. Wraz z nim do Dartmoor wyrusza doktor Watson, tym razem bez Sherlocka, by przyjrzeć się sytuacji i na odległość informować detektywa o wszelkich postępach w śledztwie, bądź wskazówkach, które mogłyby pomóc je rozwiązać.
Książka pisana jest zwyczajowo, jako wspomnienia doktora, tym razem jednak wzbogacone o wpisy z jego osobistych pamiętników i raporty wysyłane Holmesowi do Londynu. Narrator rzeczowo, dokładnie i szczegółowo opisuje przebieg zdarzeń uzupełniając go o opisy okolicznych mieszkańców i swoje własne przemyślenia dotyczące sprawy. Widać, że nie jest to ten sam cichy i stojący w cieniu Watson z pierwszej powieści. Tutaj wychodzi on na pierwszy plan, podejmując odważne kroki i na własną rękę rozwiązując zagadki. Mimo, iż daleko mu jeszcze do geniuszu Sherlocka, wiele go nauczyło przebywanie z detektywem i dzięki temu zrobił ogromne postępy. Taki stan rzeczy ucieszył mnie niezmiernie, ponieważ traktowany trochę po macoszemu doktor jest postacią pozytywną i bardzo przeze mnie lubianą.
Fabuła jest bardzo dobrze przemyślana, autor stopniowo buduje napięcie tak, że ani przez chwilę się nie nudzimy. Sporo tu zawiłości, tajemnic i niedomówień – sympatycy powieści detektywistycznej na pewno nie będą zawiedzeni. Mimo, iż większa część akcji rozgrywa się na ponurych bagnach hrabstwa Devon, opisy krajobrazu są tak plastyczne i rzeczywiste, że Czytelnik jest w stanie poczuć się jakby tam był. Dodatkowo potęguje to fakt, iż brak tu jest ozdobników i dłużyzn, które miast ułatwić wyobrażanie sobie opisywanych miejsc, często je utrudniają, bądź nawet uniemożliwiają. Jedyną wadą tej powieści jest moim zdaniem, jej objętość. Na niecałych trzystu stroniczkach wydania kieszonkowego akcja rozgrywa się bardzo szybko i zanim się obejrzymy nadchodzi finał. Z tego powodu, po jej przeczytaniu możemy poczuć lekki niedosyt.
Mimo niewielkich gabarytów, książka nadrabia bogatą treścią i z pewnością umili czas. Brak tutaj dłużyzn i męczących wywodów, jest za to dużo zagadek i zwrotów akcji. Polecam ją tradycyjnie miłośnikom cyklu o Sherlocku Holmesie i doktorze Watsonie, fanom powieści detektywistycznej i osobom lubiącym opowieści z dreszczykiem. Pies Baskerville’ów to lektura, którą można pochłonąć w kilka godzin, idealna na deszczowy wieczór, czy wolne popołudnie.