Niemal każda okładka od tegoż wydawnictwa wywołuje u mnie nieodpartą chęć sięgnięcia po daną książkę. Co ciekawe, mało istotne jest czy to kryminał, thriller, fantastyka czy obyczajówka! Później patrzę na opis i kolejny zachwyt, bardziej wzmożona chęć przeczytania danej pozycji. Tylko czy treść też jest taka cudowna? Tym razem o książce "Pierwszy grzech kruka" mam dla Was kilka słów!
Jest to kryminał i jak na ten gatunek przystało, na dzień dobry dostajemy trupa. Nauczycielka. Młoda, piękna kobieta ginie w dziwnych okolicznościach. Nikt nie potrafi wyjaśnić co się stało, a jedynymi świadkami są... dzieci. I te dzieci niewiele rozumieją z tego wszystkiego. Czy aby na pewno? Wielu dorosłych zakłada błędnie, że dziecko nie rozumie, że jest jeszcze za małe, że nie będzie pamiętać i również tutaj ten błąd popełniono. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że dziecko rozumie bardzo dużo i bardzo dużo pamięta. Zwłaszcza szóstoklasista. Na Boga, dzieciak ma trzynaście lat i gwarantuję, że jeśli by widział morderstwo, to doskonale by wiedział, że tym właśnie ten czyn jest. Pierwszy minus, ogromny.
Ale do rzeczy. Wspomniana wyżej nauczycielka zostaje zamordowana na balu szóstoklasistów. Dzieje się to dwadzieścia lat wcześniej. W momencie obecnym Oliwer Kruk postanawia pogrzebać w tej sprawie. Trzeba też wspomnieć, że był wychowankiem tej nauczycielki. Na jaw wychodzą kolejne fakty i giną kolejni świadkowie. Dziwne, dopiero po tylu latach? No nic, być może tak właśnie jest. Podobno nauczycielka, która została zamordowana prowadziła jakieś dziwne eksperymenty na swoich uczniach tworząc klasę geniuszy. Bardzo ciekawy wątek mógł z tego powstać. No właśnie, mógł.
Powiem szczerze, że niestety, bardzo mnie irytowało to, że z czytelnika robi się nieco głupka. Tak samo z bohaterów. Poza tym jakieś takie dziwne zakładanie, że wprowadzenie postaci jednocześnie pozytywnej i negatywnej jako ofiary się sprawdzi. Pewnie tak, jak to bywa w przypadku zwyrodnialców, którzy takimi się przecież nie urodzili, a stali się później, pod wpływem sytuacji, jakich doświadczyli.
Główny bohater. Pracuje w szkole, ale też prowadzi śledztwo. Jest dziwny, odpychający i to w ten sposób, że po lekturze szybciutko się o nim zapomina. Nie wzbudza absolutnie żadnych emocji. A powinien. Według mnie.
Myślałam, że będzie to prawdziwy, rasowy kryminał, a po raz kolejny dostałam obyczajówkę umieszczoną w kategorii nie takiej, jak potrzeba. To, że ktoś prowadzi śledztwo i było wcześniej morderstwo nie oznacza od razu, że powieść jest kryminałem, na Boga.
Tempo akcji. Zbyt wolne, zbyt nijakie, flegmatyczne, niczym główny bohater. Za dużo opisów, ale to moje osobiste zdanie. W pewnym momencie miałam ochotę szturchnąć w plecy głównego bohatera co by w końcu się nieco ożywił.
No i docieramy do sedna sprawy. Wszyscy bębnią wszem i wobec, że polska kryminałem stoi. Owszem, mamy wielu wspaniałych pisarzy, którzy dostarczają nam genialnych spraw, śledztw, zagadek, poszlak i robią z tego genialne powieści. Tutaj, mam wrażenie, autor poleciał po schemacie. A, napiszę kryminał, w końcu to teraz modne. Cóż. Przez to wszystko wątek obyczajowy obskoczył po macoszemu, a to tutaj by się o wiele lepiej sprawdził. Trzeba było zrobić z tej historii thriller psychologiczny i byłby to strzał w dziesiątkę. A tak...? Ode mnie 4/10 gwiazdek i szczerze, mam wrażenie, że pozytywne oceny jednak wynikają z tego, że nie sięgnęło po tę książkę większe grono czytelników, miłośników gatunku.
Wydawnictwu Novae Res bardzo dziękuję za egzemplarz!