W czasach szkoły podstawowej miałam przyjaciółkę. Przez większość z tych ośmiu lat edukacji, siedziałyśmy razem w trzeciej ławce przy oknie. Byłyśmy jak "papużki-nierozłączki", w szkole razem, na wycieczki rowerowe razem, na wycieczkach klasowych razem. Oczywiście na dłuższych pobytach poza domem spałyśmy na sąsiednich łóżkach. Obie blondynki o niebieskich oczach... Cudowna przyjaźń, która mimo że nasze drogi rozeszły się po szkole, bo wybrałyśmy licea w różnych miastach, nie ustała. Aż do 2005 roku. Rozdzieliły nas tysiące kilometrów i ocean. Udało nam się odnaleźć - póki co wirtualnie, tak jak wielu ludziom, dzięki jednemu z internetowych serwisów społecznościowych. Macie taką przyjaciółkę? I przyjaźń na dobre i złe? A może coś Was poróżniło i warto to przełamać, porozmawiać, bo życie jest zbyt cenne i szkoda je marnować na bzdury...
Z twórczością Magdy Witkiewicz miałam już okazję się zapoznać. Przeczytałam "Opowieść niewiernej", "Milaczka" i "Panny roztropne", a potem również "Balladę o ciotce Matyldzie". Sięgając zatem po "Pierwszą na liście", czyli piątą z kolei dla mnie powieść, mogę powiedzieć, że jestem choć troszkę znawczynią i wielbicielką (już nie troszkę, a bardzo) książek autorki. Od pierwszego spotkania Magda Witkiewicz jawiła mi się jako osoba pisząca tak trafnie i z emocjami, że od razu trafiła w moje serce i gust czytelniczy. Humoru i prawdziwych problemów również nie zabrakło. Książki, które miałam dotychczas okazję czytać, były dla mnie typowymi, dość radosnymi obyczajówkami, z wyjątkiem może "Opowieści niewiernej". Co autorka przygotowała w najnowszej powieści?
Patrycja Szafranek ma dwie córeczki, pustkę po mężu - który wybrał karierę a nie ograniczającą jego wolność rodzinę - oraz zdiagnozowaną białaczkę. Zaczyna więc pisać na laptopie listy do swoich córek, starając się pozostawić po sobie ślad w ich przyszłym życiu i chcąc zwrócić im uwagę, co jest najważniejsze, czym należy się kierować. Niespełna osiemnastoletnia Karolina, córka Patrycji, odnajduje listę stworzoną przez matkę, na której widnieją cztery nazwiska. Wprawdzie plan Patrycji był inny, ale skoro już teraz Karola zdobyła listę, zaczęła działać. Dziewczyna zamierza porozmawiać z całą czwórką i uzyskać pomoc w ratowaniu mamy... Jednak czy będzie to takie łatwe? Poza przyszywaną babcią Zosią odnalezienie pozostałej trójki to już nie takie łatwe zadanie dla młodej dziewczyny. Nie zamierza się jednak poddać! Stawką jest życie. Czy uda jej się odnaleźć wszystkie osoby z listy mamy? Czy udzielą jej pomocy? Czy uda się znaleźć dawcę?
Ina, czyli Karolina Rybińska jest znaną w stolicy dziennikarką śledczą i prasy brukowej. Mieszka sama a otaczające ją wnętrze charakteryzuje się wręcz surowością. Nie ma żadnych cech zamieszkania i to przez kobietę. Ale najważniejsza jest praca. Kobieta przeszła w swoim życiu bardzo wiele i nie czuje się na siłach, by związać swoje życie z kimkolwiek. Ina nie ma pojęcia, że dzwonek do drzwi, który wyrwie ją z oparów tytoniowego dymu i oderwie od seksafery, gruntownie wpłynie na jej przyszłość. Kto czeka za drzwiami? Jakich rewelacji dowie się kobieta? A przede wszystkim czy zechce wyjść ze swej skorupy i pomóc?
Grażyna wiedzie spokojnie życie u boku męża z dwójką małych dzieci i teściową chętną do pomocy. Z dnia na dzień los postanawia z niej zadrwić i stawia na jej drodze nieszczęście. Jednak niedługo potem los puka do Grażyny jeszcze raz: w postaci historii z przeszłości. Kobieta bowiem jako młoda dziewczyna zgłosiła się jako potencjalny dawca szpiku. Teraz otrzymuje maila... Teściowa jest temu przeciwna, sama bohaterka też nie jest do końca przekonana jaką podjąć decyzję. Wszak dawno temu oddała próbkę krwi do badania. Co musi się zdarzyć, żeby Grażyna ostatecznie zadecydowała czy podejmie próbę ratowania kogoś? Czy uda jej się pozbierać po życiowej tragedii?
Trzy kobiety i z pozoru trzy różne historie. Najbardziej podziwiałam ducha walki Karoliny, która pokonywała wszystkie możliwe przeciwności losu, byle tylko dać szansę swojej mamie. Niejednokrotnie musiała uciekać się do podstępu czy kłamstwa, ale stawka była tego warta. Sama nie wiedziała czy ej trud się opłaci, choć głęboko w to wierzyła, to jednak los rzucał jej pod nogi tylko kłody. Na szczęście ludzie starali się pomagać, ile tylko mogli. Karolina musiała przemierzyć wiele kilometrów, nie tylko na terenie Polski, by umieć odpowiedzieć sobie na pytanie: "kogo tak naprawdę obchodzi los mamy?". Sama jeszcze nie wiedziała, że na końcu tej walki, tej drogi i tych nerwów czeka ją niespodzianka. I to niejedna.
"Pierwsza na liście" to powieść, która tak człowieka pochłania, że zapomina o świecie i zagłębia się w historii bohaterek. Książkę przeczytałam w nieco ponad cztery godziny a myśli w mojej głowie szalały. Potem potrzebowałam doby, by poukładać wszystko na spokojnie i dopiero móc spisać w formie recenzji. Powieść nie jest w żadnym wypadku lekką obyczajówką. Choć nie brakuje chwil, że podczas czytania ma się na ustach uśmiech, to jednak zdecydowanie częściej pojawiają się łzy. Jeśli sięgacie po książkę to z paczką chusteczek w pakiecie. Sama tematyka to już temat wzruszający, niosący cierpienie, ból i często śmierć a jeszcze kiedy czytelnik zwiąże się emocjonalnie z bohaterkami...
Autorka nie bała się sięgnąć po trudne tematy i mimo, że kojarzyła mi się dotychczas głównie z humorystycznymi opowieściami, to uważam że sprostała zadaniu i stworzyła opowieść z dziedziny bardzo życiowej. Miałam już do czynienia w polskiej literaturze z powieściami, które podejmują tematy naprawdę trudne. Ta jest kolejna a jednocześnie pierwsza dotykająca tematyki bycia dawcą szpiku. Uważam, że taka książka jest potrzebna na naszym rynku wydawniczym, bo może dzięki niej ktoś komuś uratuje życie. A akurat w tym przypadku jest to całkowicie bezpieczne!
Jednak nie tylko ten temat poruszyła Magdalena Witkiewicz, znajdziemy też problemy małżeńskie, zdrady, śmierć, ale są też uczucia - miłość czy przyjaźń, które mimo upływu lat są dla nas bardzo istotne, tylko czasami trzeba wyciągnąć rękę na zgodę czy podjąć kroki, by to utracone uczucie i osobę odzyskać.