Ostatnio przebyte podróże z Joe Haldemanem przypomniały mi o jeszcze jednej, ciągle niedokończonej serii starć pomiędzy ludzkością a obcą rasą. To oczywiście cykl „Pierwsze starcie” Vladimira Wolffa, który w swoim czasie zrobił na mnie ogromne wrażenie. Książka przeleżała na półce dobre pół roku czekając na ten odpowiedni moment i oto jest, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo patrząc na pierwsze opinie, na tle pozostałych części powyższy tytuł wypada słabo. Tak, to zdecydowanie nie jest kontynuacja wydarzeń z poprzednich tomów, a jedynie zbiór czterech opowiadań utrzymanych w temacie. Takie przynajmniej było założenie.
Pierwsze opowiadanie i przeskok w do roku 3752 p.n.e. i czasów Atlantów oraz bitew jakie w tym czasie toczyli. Trochę mnie to wybiło, bo we wcześniejszych odsłonach dopingowałem specjalsom z GROMU, jednostki AGAT czy Formozy, a tu nagle miecze i łodzie napędzane siłą mięśni i nikogo z naszych. W drugim opowiadaniu zrobiło się nieco cieplej (rok 525 p.n.e.) i to nie tylko przez klimat panujący na ziemiach Greków i Persów, a bardziej o wyraźniejsze nawiązania do cyklu. Niestety, polskich jednostek specjalnych nadal nie spotkałem, mimo to, potraktowałem ten fakt jako dobry omen mając przed sobą ostatnie dwa. I nagle pstryk i jest rok 1930, a wraz z nim Indie oraz skarby w świątyni Padmanabhaswamy. Czasy już bliższe, choć przedstawiona historia znowu o milimetry przeszła obok. Ostatnie opowiadanie i ostatnia szansa na zryw. Rok 2006, Polska, Trójmiasto. Tajemnica skrywana przez lata typu „coś się pojawiło, coś zniknęło”. Szybka akcja, świetnie skonstruowana intryga oraz szwankująca pamięć dawnych ubeków. Co z tego wynikło?
Tak się zastanawiam, jak wpłynęłoby na ostateczną ocenę odwrócenie kolejności tych opowiadań. Ostatnie okazało się najmocniejszym elementem tego zbioru i może to właśnie dzięki niemu trzyma się na poziomie względnie dobrych ocen. A może to tylko kwestia rozgraniczenia? Jeśli, potraktować opowiadania jako oddzielną pozycję, trzyma się to całkiem nieźle. Ciekawe historie ukazujące charakter z poszczególnych okresów dziejów. Uzbrojenie, mentalność jak i codzienne problemy poznanego ułamka społeczeństwa. Świetnie opisane walki, wyraźne wykreowane postaci i tajemnice. Wszystko to zdaje się być na swoim miejscu. Tak, wręcz czułem bryzę na twarzy podczas szarży łodziami czy chociażby skwar i piasek na ustach gdy przemierzałem egipskie pustynie. Zatracałem się w kolejnych komnatach najbogatszej świątyni w Indiach by za chwilę przejść się ulicą Świętojańską w Gdyni czy pojechać podmiejską koleją do Rumi, bądź Pucka. Tyle, że w tym przypadku dochodzi również łatka „cyklu” i w tym momencie niestety czuć przepaść. Autor oczywiście zadbał o elementy, które w mniejszym lub większym stopniu nawiązują do poprzednich odsłon i za pomocą drobnych akcentów, znalezionych artefaktów czy też zjawisk łączy opowiadania z głównymi wydarzeniami jakie miały nastąpić (dla oczytanego fana serii – nastąpiły) w naszym czasie.
Podsumowując zbiór opowiadań „Pierwsza krew”… zdecydowanie postawiłbym go obok głównego cyklu. Na tę chwilę książka będzie stała jako czwarta w rzędzie, ale gdy dojdzie kolejna z właściwą kontynuacją, będę ją sukcesywnie przestawiał na sam koniec, albo nie! Może od razu przestawię ją na początek, jako wstęp do wszystkiego co wydarzyło się w „naszym” czasie. Tak, właśnie tak! Tę pozycję powinno się traktować jako punkt początkowy, jako ledwo tlący się ognik, jako iskrę, która rozpęta w przyszłości światową pożogę. I to będzie najlepszy przepis na podejście do tej książki jak i całego cyklu. Voila!