To pierwsza książka o pedofilii w polskim kościele, wydana w 2013r. i, co charakterystyczne, napisana przez holenderskiego dziennikarza. Wtedy polskie media nie odważały się jeszcze poruszać tego tematu, w szczególności nie tykały biskupów, którzy „przerzucali pedofilów z parafii do parafii, mimo że wiedzieli o ich chorobie, świadomie narażali na niebezpieczeństwo kolejne dzieci.” Teraz już jest inaczej, nasze media stały się śmielsze, pojawiły się filmy i książki. Mimo to książka Overbeeka niewiele się zestarzała, bo praktyki w niej opisane dalej się powtarzają, wciąż czyta się ją ze ściśniętym sercem.
Autor przytacza na początku interesujące dane statystyczne. Oto w Ameryce w latach 1950-2002 ponad 4 procent księży zostało skazanych za czyny pedofilskie, w Irlandii procent był nawet większy. A u nas? Czyżby ten procencik był mniejszy? Oj, nie chce mi się w to wierzyć. Według najnowszych danych w Polsce jest ok. 25 tys księży...
Porażające są relacje molestowanych, porażająca jest polityka kościoła, który broni potworów w sutannach, nie ma zaś współczucia, oparcia, miłosierdzia dla ofiar. Tak było wtedy, tak jest i teraz. No cóż, solidarność korporacyjna to u nas bardzo ważna sprawa: policja, lekarze, notariusze, itd., każda z tych grup broni swoich, przedkładając kumplostwo nad zwykłą przyzwoitość, kościół nie jest tu wyjątkiem. Problem jest taki, że to instytucja mająca głosić prawdę i miłość, zaś pedofilia to akt czystego zła, więc bronienie, ukrywanie sprawców tych zbrodni jest po prostu straszne.
Wyłania się z książki obraz Kościoła jako instytucji, która sieje lęk. Boją się go media, organy państwa, a przede wszystkim ofiary molestowania. Mówi jeden z poszkodowanych: „Zwykły człowiek nie ma możliwości przebicia się gdziekolwiek z takim tematem, bo Kościół ma duże wpływy. W mojej pracy też”. No cóż, to się chyba bardzo powoli zmienia, ludzie coraz mniej boją się Kościoła, z drugiej strony jego pozycja w państwie mocno się umocniła.
Ciekawie pisze autor o tym jak sobie z tym problemem poradzono w innych krajach: „Z doświadczeń krajów, w których powstały komisje badające przypadki molestowania nieletnich w Kościele, wyłania się podobny schemat: przez dziesięciolecia w Kościele katolickim ukrywano księży pedofilów. Istniał prawnie usankcjonowany system, wymuszający milczenie na ofiarach i świadkach. Watykan przez wiele lat ignorował i bagatelizował problem. Kiedy media drążyły temat, Kościół nadal próbował zamiatać go pod dywan. Hierarchowie troszczyli się przede wszystkim o księży sprawców, a mniej, za późno albo wcale – o ofiary. A ofiary liczy się w tysiącach. Wyjaśnienie wielu spraw było możliwe dzięki instytucjom, które opinia publiczna postrzegała jako wystarczająco niezależne od Kościoła. Odszkodowania i zadośćuczynienia kosztowały Kościół parę miliardów dolarów. A ujawnienie skali przestępstw seksualnych i przede wszystkim prób ich zatuszowania spowodowało utratę zaufania wiernych.” Co ciekawe, u nas wciąż brak instytucji niezależnych od Kościoła, które mogą zająć się pedofilią, świadczy to wymownie jak posłuszni i zastraszeni są nasi wierni na tle innych krajów. Poza tym w obecnej sytuacji społeczno-politycznej jakoś nie widzę miejsca dla takich instytucji. Z drugiej strony problem tak nabrzmiał, że rozsadza kościół od środka, wystarczy wspomnieć ostatnie publiczne kłótnie między biskupami i zawieszenie w czynnościach biskupa kaliskiego, bardzo jestem ciekaw jak to się dalej potoczy.
Wbrew pozorom książka nie jest emocjonalna, to raczej chłodne przedstawienie faktów i relacji, ale tym większe robi wrażenie.