„Historia chrześcijaństwa” Wojciecha Roszkowskiego urasta do rangi moich największych rozczarowań literackich w mijającym roku. Wybaczcie tak mocną ocenę na wstępie, ale zapewniam, że jest zupełnie szczera. Recenzji poddałem drugi tom monumentalnego dzieła tego uznanego historyka, w którym opisuje on okres od XVI wieku po dni obecne. Podtytuł: „Świętości, upadki i nawrócenia” zdaje się sugerować, że znajdziemy tutaj szczerą próbę rozliczenia również z tymi kartami historii Kościoła, które wielu nadal stara się skrywać za kotarą milczenia. Jakież to rozczarowanie mi towarzyszyło, gdy męcząc się niemiłosiernie by przebrnąć przez ponad 600 stron tekstu, ostatecznie dowiedziałem się, że wszystko w Kościele Rzymskokatolickim jest święte, a za wszelakie zło należy winić „tych przeklętych protestantów” (polecam rozdział: „Reformacja: do szaleństwa i z powrotem”). Broń Boże (!) nie uważam, że jest odwrotnie. Ludzie, niezależnie od tego jakie szaty ich zdobią i z jaką konfesją się utożsamiają, pozostają ludźmi i niezależnie od denominacji mogą odpowiadać za wiele złych rzeczy, jeśli nie prowadzą życia zgodnego ze standardami Pisma Świętego. Późne średniowiecze było czasem obfitującym w zdarzenia, o których chciałoby się zapomnieć. Kościół odpowiedzialny jest za wiele haniebnych działań, a to co się powszechnie działo wśród duchowieństwa musiało doprowadzić w końcu do reformy, niezależnie od tego czy Marcin Luter przybiłby swoje 95 tez do drzwi Kościoła w Wittenberdze czy też nigdy by się nie urodził.
Wojciech Roszkowski niestety nie wzbił się ponad swoje szczere oddanie Kościołowi Rzymskokatolickiemu. Stwierdzam to z przykrością, ponieważ nie odmawiam mu bardzo dobrego warsztatu oraz umiejętności ciekawego prowadzenia narracji historycznej. Wykonał tytaniczną pracę, jednak okazał się mało obiektywny w doborze prezentowanych treści. Weźmy pod uwagę chociażby dobierane przez redakcję ilustracje. Cała książka jest pięknie wydana przyjmując właściwie formę albumu. Na wysokiej jakości papierze kredowym, na niemalże każdej stronie, znajdują się kolorowe ilustracje. Ze względu na omawiany w książce przedział czasowy, są to głównie reprodukcje obrazów wydrukowane w wysokiej rozdzielczości. Choć jestem pod wrażeniem, że redakcji udało się zebrać tak wiele pięknych ilustracji, to jednak rozbawiło mnie jak tendencyjnie zostały one dobrane. Przecież dysponujemy wieloma wizerunkami wspomnianego już Marcina Lutra, a mimo to redakcja zdecydowała się umieścić tylko jeden: „Marcin Luter pali papieską bullę Exsurge Domine, w której Ojciec Święty Leon X potępił jego poglądy i działanie. Obraz pędzla Karla Aspelina” (strona 29). Choć dobrze wiemy, że w okrutnym XVI wieku wielokrotnie dochodziło do przelewu krwi między stronami zwaśnionymi na gruncie wiary, to próżno w książce Wojciecha Roszkowskiego szukać informacji o Nocy św. Bartłomieja zwanej też „rzezią hugenotów” czy też „krwawym weselem paryskim”, kiedy to katolicy wymordowali jednej nocy ponad 5 000 kalwinistów. Wśród niewielu obrazów poświęconych protestantom znajdziemy natomiast takie (cytuję opisy ilustracji bezpośrednio z książki): „W 1572 roku w Gorkum niderlandzcy kalwińscy powstańcy poddali torturom i zamordowali w bestialski sposób 19 katolickich kapłanów, którzy nie chcieli wyrzec się wiary w prawdziwą obecność Chrystusa w Eucharystii i odrzucić papieża jako głowy Kościoła. Męczennicy na obrazie Cesare Francassiniego.” (strona 49) lub „Przerażające sceny złupienia Rzymu przez cesarskich protestanckich najemników na obrazie Francisco Javiera Amerigo y Aparici. Pijani żołnierze ubrani w szaty liturgiczne plądrują kościół; dwóch z nich przytrzymuje wyrywającą się im siostrę zakonną, którą zamierzają zbiorowo zgwałcić na ołtarzu…” (strona 54). Abstrahując od tego, że to daleko posunięta interpretacja obrazu, jest to nie do końca uczciwe by historyk wybierał tylko te ilustracje, które uderzają w tych, których - delikatnie ujmując – nie darzy wielką sympatią. Nie neguję istnienia tych obrazów i prawdziwości godnych potępienia czynów, których dopuszczali się niektórzy spośród protestantów. Rzetelność jednak wymagałaby przedstawienia podobnych obrazów i opisów działań strony katolickiej. Trzeba w tym miejscu jednak przyznać, iż dzięki zastosowanemu przez redakcję zabiegowi, wszystkie ilustracje jakie znajdziemy w książce, są spójne z wersją historii, której narratorem jest Wojciech Roszkowski.
Celowo użyłem sformułowania „wersja historii”, gdyż jest ona różna od wiedzy jaką posiadam. Może uznacie to za dziwactwo, ale naprawdę lubię czytać książki dotyczące historii chrześcijaństwa. W minionych latach przeczytałem wiele tego typu pozycji (choć mniej kolorowych i na gorszej jakości papierze), autorstwa zarówno protestantów jak i katolików. Nie zwracam na to szczególnej uwagi, ponieważ wydaje się, że historia powinna być taka sama, niezależnie od tego kto ją opisuje. Otóż nie tym razem – i stąd moje wielkie rozczarowanie. Ceniłem dotychczas Wojciecha Roszkowskiego, niedawno nabyłem nawet jego 3-tomowy „Świat Chrystusa” nad którym pracował blisko 50 lat. Jednak „Historia Chrześcijaństwa” - a przynajmniej jej drugi tom - znacznie nadwątliły moje zaufanie do tego autora. Nie pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się to, że im większe miałem oczekiwania, tym dotkliwsze okazało się rozczarowanie. Wszak niewielu historyków zostało odznaczonych przez prezydenta Orderem Orła Białego. Andrzej Duda zrobił to w 2020 roku „w uznaniu znamienitych zasług w popularyzowaniu i upowszechnianiu wiedzy naukowej, za zaangażowanie na rzecz kształtowania społeczeństwa obywatelskiego i działalność publiczną” i tak uzasadniał przyznanie tego najwyższego w Polsce odznaczenia:
„[...] Wojciech Roszkowski. To też walka o Polskę, o sprawiedliwość, wolność. Ale przede wszystkim o prawdę dla sobie współczesnych i dla kolejnych pokoleń, takich jak moje pokolenie [...]. To także wielkie zamiłowanie do polskiej historii. I nie takiej właśnie, jaką wolno było badać i uprawiać, ale do historii prawdziwej, do szukania i zaglądania tam, gdzie w latach 70., 80. bardzo niechętnie widziano jakichkolwiek naukowców interesujących się tymi kwestiami [...]. Pan Profesor nie bał się pisać o historii takiej, jaka ona była naprawdę.”
Mam dużą trudność z tym, by zgodzić się z pięknymi stwierdzeniami prezydenta Dudy. Czy rzeczywiście profesor Roszkowski pisze o historii takiej, jaka ona była naprawdę? „Historię chrześcijaństwa” mogę ocenić przede wszystkim w tej części, która dotyczy okresu Reformacji, ponieważ interesuję się nim od wielu lat. Dawno nie czytałem tak bardzo tendencyjnej i wybiórczej narracji. Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest opisać w jednej książce przeszło 400 lat historii i trzeba podjąć trudne decyzję o opisaniu jednych wydarzeń kosztem drugich. Jednak w przypadku omawianej pozycji chodzi nawet nie tyle o specyficzny dobór prezentowanych informacji, a o ich formę, która nie przystoi poważanemu w środowisku naukowym autorowi. Jest to początkowo dość zaskakujące i zabawne, a następnie staje się groteskowe, że ilekroć czytamy o wspomnianych w podtytule książki „upadkach” to Wojciech Roszkowski traktuje je całkowicie nieobiektywnie. Jeśli dotyczą one przedstawicieli Kościoła Rzymskokatolickiego, znajdują się łagodne słowa by wytłumaczyć, np. seksualną niemoralność papieży. Jeśli jednak czytamy o jakimkolwiek protestancie, możemy być pewni, że wkrótce autor „Historii Chrześcijaństwa” uraczy nas mniej wyszukanymi epitetami. Dla przykładu:
„Czarna legenda papieża Aleksandra VI Borgii przewyższa nieco rzeczywistość, ale była ona i tak bardzo smutna”.
„W czasach kryzysu lub stagnacji papiestwa pojawiały się jednak zawsze także oznaki trwałości i żywotności Kościoła”.
„W reakcji na stanowisko papieża uparty augustianin (czyt. Luter) opublikował trzy pisma (…) zażądał reformy kurii rzymskiej i zniesienia celibatu.”
„Ukrył się na zamku w Wartburgu i zabrał się za tłumaczenie Biblii na język niemiecki”. (z tym „ukryciem” warto jednak by wspomnieć, że na Lutra wydano wyrok śmierci i tylko dzięki temu, że został porwany, udało mu się ujść z życiem)
„(O reformacji Szwajcarskiej) Ferment ideowy toczył całą Szwajcarię i sąsiednie krainy niemieckie. (…) Podczas starcia pod Kappel Zwingli dostał się w październiku 1531 roku do niewoli katolików. Oferowano mu darowanie życia pod warunkiem przystąpienia do spowiedzi. Ponieważ odmówił, został ścięty, a jego ciało poćwiartowano i spalono”.
„Kalwin zamieszkał w Strasburgu, gdzie poślubił Idette de Bure, idealnie pasującą do jego ideału żony i matki ślepo posłusznej mężowi”.
„Raz rozkręcona spirala reformacji wywołała w XVI wieku ciągle nowe ruchy, a nawiedzeni prorocy wiedli ludzi ku kolejnym konfliktom”.
Przykłady tego typu można mnożyć, ale i te kilka wybranych pokazuje z jakiego typu narracją spotkamy się sięgając po „Historię Chrześcijaństwa” autorstwa Wojciecha Roszkowskiego. Choć jestem w stanie pojąć jego oddanie sprawom religii, uważam, że nie powinno ono w tak widoczny sposób wpływać na książkę sprzedawaną w dziale „historia”, a nie „obrona wiary katolickiej”.
W annałach historii chrześcijaństwa bez wątpienia znajdziemy wiele chwil chwalebnych oraz wstydliwych. Rzetelność i dojrzałość wymaga by o jednych nie zapominać, a z drugimi szczerze się zmierzyć i pokornie uderzyć nieraz w pierś. Książkę Wojciecha Roszkowskiego polecić mogę jedynie tym, którzy pragną utwierdzać się w fałszywym przekonaniu, że „co złego to nie my”. Jeśli uważasz, że wszystko czego dotknie się Kościół Rzymskokatolicki zamienia się w złoto, a za wszelkie błędy winę ponoszą „ci przeklęci protestanci” – zdecydowanie musisz sięgnąć po tę lekturę.
Niedawno czytałem książkę „Wyobraź sobie wszechświat” gdzie Bogdan Krajewski dłuższy fragment poświęca opisaniu trudności jakie spotkały Kopernika ze strony kościoła, po tym jak ogłosił swoje wiekopomne dzieło „O obrotach sfer niebieskich”. Nie wdając się w spór o to czy działanie duchownych hierarchów należy określić mianem prześladowania czy troski o duszę Mikołaja Kopernika, nie sposób dyskutować z faktem, że traktat ten trafił na „indeks ksiąg zakazanych”, czyli spis publikacji, których kościół pod groźbą ekskomuniki zakazywał czytać, posiadać oraz rozpowszechniać. „O obrotach sfer niebieskich” pozostawało tam aż do 1828 roku – nic tego nie może zmienić. Tymczasem w rozdziale „Przewrót kopernikański” dowiadujemy się od Wojciecha Roszkowskiego m.in., że:
„Jednym z najbardziej rozpowszechnionych dziś twierdzeń przeciwników Kościoła jest teza, iż hamował on rozwój nauki. Jest to teza na tyle przesadzona, że trzeba ją nazwać kłamstwem. (…)
Kościół średniowieczny nie tylko nie hamował rozwoju nauki i techniki, ale go czynnie wspierał. Szkoły klasztorne były jedynymi ośrodkami nauki aż do powołania szkoły pałacowej Karola Wielkiego”.
Reasumując - książka Wojciecha Roszkowskiego jest pięknie wydana, bogato ilustrowana oraz … bardzo tendencyjna w doborze i prezentacji faktów historycznych. Dawno nie mierzyłem się z tak nieobiektywnie napisaną pozycją.
Drugi, ostatni tom bestsellerowej serii „Historia chrześcijaństwa. Świętości, upadki i nawrócenia”. Książka rzetelna, napisana ze znawstwem przez wybitnego historyka prof. Wojciecha Roszkowskiego. Św...
Interesująca recenzja. Hierarchia kościoła nie miała okazji do prześladowania Kopernika, gdyż książka była wydana na dwa miesiące przed jego śmiercią, a po udarze mózgu kontakt z nim był utrudniony. Myślę, że problem z hamowaniem i popieraniem rozwoju nauki jest bardzo złożony. Dzięki temu, że Kopernik był kanonikiem mógł spokojnie poświęcić się pracy naukowej. Jego pracę popierał biskup Dantyszka i on ją spopularyzował.
Z tego na ile się orientuję to traktat był ukończony wcześniej niż na dwa miesiące przed śmiercią Kopernika, co za tym idzie - również zawarte w niej tezy były znane. To, że oddano ją do druku dopiero później miało swoje przyczyny również w tym jakie było stanowisko Kościoła. To co piszesz ograniczałoby możliwość prześladowanie kogoś jedynie do czasu jego życia i zachowania pełnej świadomości. Moim zdaniem to, że tak długo była to zakazana przez Kościół lektura jest pewną formą prześladowania, nawet po śmierci Kopernika. Ale to akurat zupełny szczegół i odniosłem się do tej sprawy ze względu na to, że chwilę wcześniej czytałem "Wyobraź sobie wszechświat" gdzie Krajewski zupełnie inaczej kreśli wydarzenia niż Roszkowski :)
Nie będę się spierać, wspierałam się wikipedią. Pierwszy rękopis był już w 1935 roku i dzięki zabiegom biskupa" Dzięki zabiegom Dantyszka, wieści o Koperniku i teorii heliocentrycznej dotarły do Wittenbergi i zainteresowały tamtejszego profesora matematyki Jerzego Retyka[70]. W 1539 r. Retyk przybył do Fromborka i przez kilka tygodni obserwował niebo i studiował teksty Kopernika. Przez dwa następne lata Retyk był uczniem Kopernika, zarówno w zakresie astronomii, jak i trygonometrii (którą potem sam rozwinął w pracy De lateribus triangulorum)"
Ja nie przeczę, że Kopernik był wspierany przez niektórych duchownych. Po prawdzie to samo tyczy się Lutra, który był zakonnikiem, i był wspierany w studiach nad Nowym Testamentem przez swojego przełożonego :) Luter był rzymskim katolikiem i reformacja z założenia miała być reformą Kościoła, a nie odejściem od niego. Wiele rzeczy jest mniej czarno-białych gdy poznajemy różne źródła i grzebiemy głębiej i dokładniej :) Oczywiście o Kopernika nie zamierzam się spierać, sam nie mam za wielkiej wiedzy w tym temacie. Chodziło raczej o to, że wiedza przedstawiana przez autora tej książki jest rozbieżna z wiedzą podawaną przez innych.
Drugi, ostatni tom bestsellerowej serii „Historia chrześcijaństwa. Świętości, upadki i nawrócenia”. Książka rzetelna, napisana ze znawstwem przez wybitnego historyka prof. Wojciecha Roszkowskiego. Św...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @atypowy
Nie ma niczego nowego pod słońcem…
"Niewidzialni mordercy" autorstwa Anny Trojanowskiej to zgrabnie napisana podróż przez różne okresy i rodzaje epidemii, które ukształtowały historię ludzkości. Autorka p...
Jak syberyjskie striptizerki mogą pomóc nam w przemawianiu?
Bardzo zależało mi na tej książce, ponieważ zdarza mi się przemawiać publicznie. Spędziłem z nią sporo czasu i wiem, że poświęcę jej jeszcze wiele godzin w przyszłości. ...