Elin Hilderbrand nazywana jest królową wakacyjnej powieści. Jej książki, w których akcja umieszczana jest na pięknej wyspie Nantucket, zostały sprzedane w nakładzie ponad 4 milionów. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej autorce, ale wakacyjna powieść kojarzy mi się z banalną, przesłodzoną fabułą, której – co tu dużo mówić – nie trawię, więc samo przez się raczej jej unikam. Jednak powieść „Piękny dzień” skusiła mnie historią, która mimo że podejmowała temat miłości, różnych aspektów miłości, to zapowiadała jakiś dramat.
Oczywiście mój domysł nie był odkrywczy, w końcu z rodziną pięknie wychodzi się tylko na zdjęciu, więc dodając dwa do dwóch łatwo się domyślić, że impreza ślubna Jeniffer, na którą ściągnął przeróżne osobistości, nie obejdzie się bez wzruszeń i osobistych dramatów. Zwłaszcza że panna młoda organizując swoje wesele korzysta z notatnika, a właściwie poradnika, zmarłej przed siedmiu laty matki. Poza tym honorową druhną jest jej starsza siostra, która przestała wierzyć w miłość, i która wdała się w romans z bardzo nieodpowiednim człowiekiem. Jakby tego było mało Doug, ich ojciec, zdaje sobie sprawę, że jego uczucia do obecnej żony nie są takie, jakie być powinny. Przygotowania do ślubu idą pełną parą, a bohaterowie tego wydarzania, coraz bardziej pogrążają się w domysłach i rozterkach.
Przeczytałam gdzieś, że „Piękny dzień” jest lekką i przyjemną lekturą, hmm... nie powiedziałabym, owszem historia sama w sobie jest czarująca, ale Elin Hilderbrad dodała do niej prozę życia, dzięki czemu opowieść o pięknym i wyjątkowym dniu nie jest banalną powiastką, ale wnikliwym i przejmującym spojrzeniem na relacje międzyludzkie. Początek książki, a szczególnie zachowanie Jenffer, która ustawia swój ślub wedle przedśmiertnego życzenia matki, notabene podpadającego pod manipulację, bywa irytujący, zresztą jak zachowanie pozostałych członków rodziny, którzy – ukrywając swoje problemy - chcą zaprezentować się idealnie i próbują robić dobrą minę do złej gry, ale autorka nie pozwala im na to i najważniejszych uczestników wesela drobiazgowo prześwietla, tworząc emocjonalny obraz ludzi zmagających się z różnymi obliczami miłości.
Elin Hilderbrand pisze bardzo konkretnie, nie tworzy domysłów, wszelkie lęki i wahania bohaterów przedstawia rzeczowo i niezwykle realistycznie, może dlatego ta książka zrobiła na mnie tak duże wrażenie, bo trafność oceny i inteligentne relacjonowanie tych wszystkich rozterek, sprawiły, że „Piękny dzień” stał się lekturą skłaniającą do refleksji nie tylko nad kwestią miłości, ale w głównej mierze nad konsekwencją podejmowanych decyzji i pięknem nieidealnej rodziny, która pomimo przeróżnych przeciwności losu powinna trzymać się razem. Powieść Hilderbrand jest ujmująca, efektowna, ponieważ opisy przygotowań przedślubnych, jak również uroków Nantucket robią niemałe wrażenie, ale też budząca emocje, dlatego sądzę, że książka będzie idealną lekturą dla wrażliwych czytelników, ceniących sobie psychologiczną perspektywę.