Tym razem z pełną premedytacją (a jak wiadomo, to tylko podwyższa wyrok) wybrałem się znowu do Aberdeen. Jako, że nigdy nie lubiłem zimna i pluchy, bo wolę się dwa razy spocić niźli raz zmoknąć, wyruszyłem w lato. A w Aberdeen to lato było wyjątkowo gorące i to nie tylko w przenośni. Słońce nagrzewało granitowe miasto i przypiekało jego mieszkańców nieprzyzwyczajonych do takiej pogody. Upał, na szczęście, łagodziła trochę bryza znad morza Północnego. W taki skwar ciężko jest utrzymać nerwy na wodzy, a jak na dokładkę, ktoś wycina ludziom oczy wraz z powiekami i potem wypala oczodoły, niema się co dziwić, że gliniarzom puszczają nerwy. Obrywają przy tym całkiem niewinne osoby.
Ofiarami szaleńca są głównie Polscy imigranci, ale jak w ten sam sposób zaatakowano przywódcę jednego z gangów w Aberdeen, a siedziba tego gangu zostaje spalona, sprawa przybiera całkiem inny obrót. Na dokładkę, zupełnie przypadkowo, policjanci odkrywają magazyn broni, a to zapowiada wojnę gangów. Sierżant McRae musi się sprężyć, inaczej dość spokojne dotychczas ulice granitowego miasta spłyną krwią. Na dokładkę pojawia się możliwość awansu, a Logan ostatnio nie miał najlepszej passy. A jeszcze inspektor Steel i jej żonę dopadł instynkt macierzyński, który zafiksował się na naszym dzielnym sierżancie jako przyszłym tatusiu. Zaś śledztwo prowadzi do Polski i weź tu się nie rozpij człowieku.
MacBride nie przestaje mnie zadziwiać, co powieść, to zupełnie inny gatunek kryminału.
Tym razem dostajemy pełnokrwistą opowieść policyjną. Pościgi, strzelaniny, wybuchy, zdrada, skorumpowani koledzy, podwójni agenci, szantaż i próba przekupstwa, nawet będąc wyjątkowo twardym i sprytnym można się pogubić. A jak nałoży się na to wszystko zmęczenie materiału i rozczarowanie, nie ma się co dziwić, że i na wskroś uczciwemu glinie puszczają w końcu nerwy. Świetnie poprowadzona narracja, niebanalne dialogi, które nie ociekają ironią, ale dość często poprawiają humor podczas lektury. Doskonałe wyczucie psychologiczne oraz dostosowanie narracji i wypowiedzi bohaterów do niej, stawiają dość wysoko poprzeczkę w świecie powieści kryminalnych.
Jak zwykle bardzo dobrze, ale to akurat nie jest mój ulubiony typ kryminału, kilka drobnych nagięć (ale na prawdę drobnych, w Matrixie są dopuszczalne takie działania) i potknięć, rozczarowujące trochę zakończenie, i duży minus za przedstawienie Polski i Polaków w złym świetle daje w sumie 7/10 (ale tak na ucho wam powiem, że 8/10 też jest jak najbardziej zasłużone).