Auschwitz-Birkenau jest symbolem nazistowskiego ludobójstwa. Mam przy tym wrażenie, że skojarzenie jest tak silne, że sprawia, że zapominamy o innych, równie potwornych miejscach, w których podczas II wojny światowej ludzie ginęli w nieludzkich warunkach, wycieńczeni pracą ponad siły, chorobami i głodem. Takie samo bestialstwo miało miejsce w obozach na całym terenie okupowanym przez hitlerowców, jak i ziemiach rdzennie niemieckich. Przypomina o tym Agnieszka Dobkiewicz w swojej książce „Mała Norymberga”, która dotyczy procesów sądowych, jakie odbyły się w Świdnicy w 1946 roku nad zbrodniarzami i katami działającymi w murach obozu Gross-Rosen i jego licznych filiach rozrzuconych na terenie Dolnego Śląska.
Czytając książkę można się tylko domyślać, jak dużo pracy włożyła autorka, by przekopać się przez tony akt i dokumentów, które opowiedziałyby historie poszczególnych osób. Jej reportaż to przede wszystkim odtworzenie procesów, jakie wytoczono schwytanym strażnikom, kapo i SS-manom, którzy w obozach kompleksu Gross-Rosen znęcali się nad więźniami, mordowali ich z zimną krwią i okrucieństwem. Każdy z nich zeznawał, że nigdy nikogo nie uderzył, nie skrzywdził, nie zabił, co w konfrontacji z zeznaniami byłych więźniów nie znajdowało potwierdzenia.
Nie wszystkich udało się skazać. Z braku dowodów, świadków, dokumentacji, która została zniszczona w momencie ewakuacji obozów. Z braku jednoznacznego potwierdzenie tożsamości przez byłych więźniów. Autorka stawia tezę, że jednym z oskarżonych przed sądem mógł być Josef Mengele – „Anioł śmierci”, znany ze swojej zbrodniczej działalności pseudonaukowej w obozie oświęcimskim. Zmienione nazwisko i brak jednoznacznego potwierdzenia, czego dokonał, pomogły mu uniknąć kary, a potem wydostać się z Europy do Brazylii, gdzie żył jeszcze długo, niezbyt niepokojony przeszłością. Temu przypadkowi autorka poświęca zdecydowanie najwięcej uwagi i pracy, a jednocześnie kart swojej książki.
To bardzo ważna publikacja. Uświadamia, ze rozliczenie przeszłości wcale nie było takie łatwe, że zbrodni, tak oczywistych i tak okrutnych, nie zawsze da się udowodnić przed sądem. Machina śmierci była ogromna, miliony ofiar Auschwitz to kropla w morzu cierpienia, jakie rozlało się na świecie w wyniku nazistowskiej agresji. Niestety została napisana chaotycznie, jakby autorka nie do końca przemyślała, czym tak naprawdę ma być. Z jednej strony pretenduje do przedstawienia historii obozu Gross-Rosen, ale tego tematu nie wyczerpuje, z drugiej opisuje kilka procesów obozowych oprawców, bardzo szczegółowo wikłając się w sprawę Mengelego i jego potencjalnego stawania przed trybunałem pod zmienionym nazwiskiem.
Podsumowując, tematyka obozowa jest jak najbardziej ważna i należy ją jak najczęściej przywoływać, by nie pozwolić zapomnieć o tym, do czego prowadzi nienawiść. W moich doświadczeniach czytelniczych ostatnio też pojawiała się, bo temat przeżywa swoiste odrodzenie w osiemdziesiątą rocznicę pierwszego transportu więźniów do Auschwitz. Tym niemniej dobrze byłoby, aby został porządnie opracowany i przedstawiony w sposób rzetelny i spójny. Tego niestety zabrakło w „Małej Norymberdze”. Szczątkowe informacje i dokumenty, na których opiera się autorka dają duże pole do spekulacji i zadawania pytań, na które trudno znaleźć odpowiedzi.
Tak czy inaczej, dowiedziałam się z tego reportażu wiele. Przede wszystkim o rozległości machiny śmierci. O realiach powojennych, trudnościach w wymierzaniu sprawiedliwości zbrodniarzom. Po raz kolejny o morderczej pracy i nieludzkich warunkach, w jakich żyli więźniowie. O sadyzmie i bezduszności oprawców. Choć można było temat zrealizować lepiej, to i tak polecam książkę.