Obiecałam sobie nie dalej jak wczoraj przed wejściem do biblioteki miejskiej w mojej dzielnicy, że zwrócę tylko przeczytane książki i wyjdę z pustymi rękami. Obiecałam sobie, że wrócę tu dopiero wtedy, gdy przeczytam wszystkie pozostałe powieści, które leżą i posłusznie czekają na swoją kolej na prowizorycznym stoliku przy moim łóżku. Oczywiście, obiecałam to sobie, ale obietnicy nie dotrzymałam. Wszystko przez to, że bibliotekarka wraz ze sprzątaczką zniknęły w ciemnych odmętach magazynu z książkami, a ja zostałam sama, samiuteńka. Długo się nie namyślając rzuciłam się na poszukiwanie książek, bo przecież ich nigdy za wiele.
Buszując między półkami książek dla młodzieży (ostatnio jakoś lepiej 'połyka mi się' literaturę młodzieżową) znalazłam dwie części cyklu Will Moogley. Agencja Duchów. Piękne okładki, urocze rysunki w środku i ciekawe notki z tyłu okładek sprawiły, że nie mogłam się im oprzeć. Chwyciłam obie i ruszyłam w stronę kontuaru. Pierwszą część zaczęłam czytać, gdy tylko wyszłam z biblioteki.
„Pięciowidmowy hotel” to kolejna powieść autora sagi Ulysses Moore, Pierdomenica Baccalario. Tym razem głównym bohaterem jest nastoletni, chudy, wysoki i blady chłopiec, Willard Moogley spadkobierca słynnej Agencji Duchów. Will mieszka na dziewiętnastym piętrze starego, krzywego wieżowca wraz ze swoją papugą Gadułą. Żywi się potrójne czekoladowym kremem i podkochuje się w czarującej Susan z drugiego piętra.
Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem i jednocześnie asystentem prowadzi podupadającą agencję duchów. Niestety, Agencja Duchów Moogleya ma swojego konkurenta, niejaką agencję Fullertona, która skutecznie podbiera jej klientów. Gdy Will jest już na skraju bankructwa Tupper (przyjaciel głównego bohatera) znajduje ogłoszenie w Gazecie Upiornej. Dotyczy ono przetargu na straszenie w luksusowym, pięciogwiazdkowym hotelu na wyspie Long Island. Jest to olbrzymia szansa na ocalenie agencji. Warunkiem otrzymania angażu jest zaprezentowanie czegoś niesamowitego, upiornego i przyprawiającego o gęsią skórkę.
Will i Tupper nie mają chwili do stracenia i zabierają się za szykowanie gwoździa programu jakim jest zbiorowe widmo. Nie zdradzę zakończenia, ani dalszej fabuły powieści. Nie chcę wam psuć przyjemności czytania.
„Pięciowidmowy hotel” po prostu mnie urzekł. Jest to bardzo przyjemna, magiczna historia, okraszona świetnymi rysunkami Mattea Piana. Czytałam ją nie tylko z zaciekawieniem, ale z niesamowitą przyjemnością. Nic dziwnego. Baccalario jest świetnym pisarzem, a jego książki zabierają czytelnika w cudowne, fantastyczne miejsca.
Jedyne 'ale' jakie mam do tej powieści to zakończenie, które mnie lekko rozczarowało.
Niestety, nie można mieć wszystkiego, prawda?