No i dopadło i mnie. Całe szczęście nie w takim stopniu jak inne znane mi dziewczyny, ale teraz też należę do grona osób, które sięgnęły po bestseller 2012 roku, który zapoczątkował modę na erotyki. Czy mi się podobało zaraz się o tym przekonacie.
Ana w zastępstwie koleżanki udaje się na wywiad z Christianem Greyem, poważanym biznesmenem i rozchwytywanym kawalerem. Dziewczyna robi na nim takie wrażenie, że wychodzi do niej z pewną propozycją. Grey chce, aby Ana stała się jego uległą, ale to wiąże się z pewnymi haczykami...
Matko! Ile to ja się musiałam nasłuchać od moich koleżanek jak ta książka jest świetna. Jaki to Christian jest cudowny itd. Nawet nie chcecie wiedzieć. Najpierw chciałam kupić tę książkę zaraz po jej publikacji, później zdecydowałam się na to, że od razu nabędę trzy tomy, bo w pakiecie na pewno będzie taniej, ale nie wytrzymałam i trafiłam na fajną przecenę w jakiejś księgarni i tak Grey trafił w moje ręce. I już myślałam, że zaraz zacznę go czytać, ale okazja nadarzyła się dopiero jakoś w styczniu tego roku. Tak jakieś osiem miesięcy później skończyłam ją czytać.
Jeszcze tak nudnej i przereklamowanej lektury to ja w życiu nie czytałam. Przez pierwsze 100 stron to nawet mi się podobało. Byłam podekscytowana, że mogę w końcu ją zacząć i byłam niemal pewna, że po przerwie między semestrami wrócę i będę mogła podzielić się emocjami jakie ta książka u mnie wywołała. Nic się takiego nie stało, gdyż utknęłam. Najpierw na 200, później znowu zaczęłam i utknęłam i tak to się do teraz powtarzało. Chyba tylko cudem ją skończyłam.
W tej książce nie ma żadnej akcji. Są ukazane sceny z seksem, ale większe emocje wzbudzał u mnie seks w niektórych harlequinach. E.L. James nie pokazała nic nowego, a jedynie udelikatniła całą sprawę związaną z BDSM. Przeczytajcie sobie Przebudzenie Śpiącej Królewny Anne Rice to jest dopiero karanie. Możliwe jest to, że przed sięgnięciem po Greya nie powinnam sięgać po Rice i dlatego tutaj nic mnie nie zdziwiło.
Kolejnym minusem tej książki jest język. Dobra może i ja nie posługuję się na jakimś wyższym poziomie językiem polskim, ale to jest napisane tak prostym językiem, że nic z niej nie można wynieść. Dużo wulgaryzmów, czego ja nie cierpię, ale w końcu oni nie kochają się, ani nie uprawiają seksu tylko się pi****ą. Nie lubię przekleństw używać, a co dopiero ciągle się na nie napotykać w powieści.
Postacie też mnie dobijały. Ana mnie tak denerwowała, że chciałam nią potrząsnąć i powiedzieć: "Ogarnij się dziewczyno!". Dupa wołowa nie kobieta. I te jej ciągle woła: "Święty Barnabo", "wewnętrzna bogini". Raz poszła z facetem do łóżka i już uważa się za boginię seksu. Ta....
Myślę, że ta książka zrobiła taką furorę dlatego, że kobiety chociaż mówią o równości między płciami to nadal chcą, aby facet nad nimi dominował. Poza tym marzą o przeżyciu takiej przygody. Bogaty, przystojny facet, który będzie obdarowywał kobietę drogimi rzeczami, a do tego zaspokoi odpowiednio seksualnie. Może niektóre z nas odnajdują tutaj pewien romantyzm, bo która nie chce być zaskakiwana nagłym przybyciem wyśnionego księcia i porwaniem przez niego na pyszną kolację.
Czy jest za co mogłabym pochwalić tę książkę? Chyba tylko za to, że kobiety sięgnęły po nią i przeczytały. W czasach, gdy czytelnictwo upada, cieszy mnie to że nawet po coś tak głupiego się sięga. Chociaż wolałabym, aby czytano bardziej wartościowe książki.