Po przeczytaniu tej książki mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie mogłaby mieć lepszego tytułu niż „Człowiek orkiestra”. Lubię czytać biografie, czasem nawet tych osób, których życie nieszczególnie mnie interesuje, jeśli są dobrze napisane. A biografię Collinsa czyta się jak najlepszą powieść. Nie wiem czy to zasługa talentu autora, czy po prostu Phil miał tak intensywne i ciekawe życie. Pewnie jedno i drugie. Ale jedno jest pewne, to naprawdę świetna książka!!
W sumie do tej pory nigdy się jakoś szczególnie nad życiem Phila Collinsa nie zastanawiałam. Bardzo lubię zarówno Genesis, jak i jego solową twórczość, ale człowiek, który tę muzykę tworzył był mi zupełnie obcy. A szkoda. Bo powiem Wam, że jeśli sięgnie się po biografie ulubionych wykonawców, poczyta o tym, w jakich okolicznościach powstawały nasze ulubione piosenki i co się wtedy w życiu autora tych piosenek działo, to naprawdę zmienia nam odbiór danej muzyki. I to wcale nie na gorsze.
No i bez wątpienia wielką zaletą jest to, że Maurycy Nowakowski prowadzi nas przez życie Collinsa z taką lekkością i naturalnością, że nawet nie zauważa się upływu stron. I mimo, że tych stron jest zaledwie dwieście, to jednak Phila zdążymy poznać całkiem dobrze.
A co najlepsze, ta książka wzbudza emocje! Mówiłam, że jest jak najlepsza powieść, a chyba nawet lepsza, bo tu oglądamy historię napisaną przez samo życie, a nie w głowie pisarza. Przyglądamy się z boku, przeżywamy z bohaterem wszystkie wzloty i upadki, czasami jesteśmy na niego źli, czasami wybuchamy śmiechem, czasami współczujemy mu niesprawiedliwości, ale zawsze towarzysza temu prawdziwe emocje.
Tak to już jest z tymi biografiami, czasem człowiek wsiąka na dobre, czasem nie. Niejednokrotnie spotkałam się z tym, że o ile sama biografia bardzo mnie interesowała, to była napisana tak, że po prostu męczyłam się psychicznie w trakcie czytania. Tutaj nie miałam z tym uczuciem do czynienia nawet przez sekundę. Fascynujący człowiek, fascynująca biografia!
„Człowiek orkiestra” poza tym, że opowiada nam życie wspaniałego muzyka, niesie też ze sobą refleksję. Po raz kolejny okazuje się, że życie w świetle reflektorów potrafi być bardzo przygnębiające, a światowa sława nie powinna wygrywać z ciepłem domowego ogniska. Zachęcam się do zapoznania z tą nie zawsze pełną radości opowieścią. Zaręczam, że warto.