Jak pewnie już zdążyliście się zorientować, bardzo rzadko sięgam po jakiekolwiek romanse. Dużo chętniej czytam książki tak zwane "życiowe", w których tylko przy okazji pojawia się miłosny wątek. Takie powieści są według mnie bardziej naturalne, rzeczywiste. A te typowe romansidła są dla mnie zawsze mocno przesłodzone, a za tym nie przepadam. Jednak czasami lubię chwycić i po taką literaturę. W końcu niewielka odmiana od czasu do czasu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jak dotąd raczej z tego powodu nie cierpiałam, nawet cieszyłam się, że mogę zmienić nieco tematykę, odprężyć się. Tym bardziej, gdy ów romans ma ciekawą fabułę i szybka akcję :) To lubię!
Tym razem trafiłam na powieść Diany Palmer - "Pewnego razu w Paryżu". Jak dotąd nie miałam okazji poznać twórczości tej autorki więc z wielkim zainteresowałam chwyciłam po najbliższą książkę. Liczyłam na piękną i romantyczną historię miłosną, w której zatracę się choć na chwilkę. Tego mi było teraz trzeba. Oderwać się od tego co tu i teraz. Zatem szybko chwyciłam za nową lekturę i zaczęłam czytać. Jednak po przeczytaniu pierwszych stron zorientowałam się, że to nie to czego oczekiwałam. Ta historia to na pewno nie jest taki typowy romans. Życiowa powieść to także nie jest. Daleko jej także do powieści przygodowej czy sensacyjnej, choć taki wątek też się tam pojawił. Czym więc jest ta książka? Pojęcia nie mam, ale powiem Wam tylko, że przeczytałam ją bardzo szybko.
Bohaterką tej książki jest Brianne. Bardzo młodziutka dziewczyna, która jak dotąd nie wiedziała co to jest miłość. Nigdy nie była zakochana, nigdy żaden chłopiec nie wpadł jej w oko i także do dziś, choć właśnie kończyła 19 lat, nigdy nie zaznała miłości cielesnej. Studiowała w Paryżu, gdyż po śmierci jej ojca, matka bardzo szybko wyszła za mąż za bardzo bogatego mężczyznę i oczekiwała jego dziecka. Niestety ojczym nie przepadał za swoją pasierbicą i gdy tylko nadarzyła się stosowna okazja - pozbył się jej z domu. Brianne w dniu swoich urodzin odwiedziła Luwr. Uwielbiała sztukę i często odwiedzała to miejsce. Jednak dziś ta wizyta wiele zmieniła w jej życiu. Tego dnia spotkała Pirce'a Huttona. Mężczyznę, którego pierwszy raz zobaczyła na przyjęciu, które jej ojczym zorganizował tuż po ślubie dla swoich pracowników. Wiedziała kim on jest, gdzie pracuje, a także to, że dosłownie kilka miesięcy temu umarła mu żona. Dziewczyna postanowiła więc podejść do niego i się przywitać. Pierce był bardzo zaskoczony, a ich krótka rozmowa przebiegała w dość dziwnej atmosferze. Widać było, że mężczyzna wciąż cierpi po utracie żony. Po tym wydarzeniu Brianne nie mogła zapomnieć o tym mężczyźnie. Po roku całkiem przypadkiem ponownie na niego wpadła i spędzili wspólnie kilka godzin w pewnym barze. Im więcej czasu Brianne spędzała z Piercem, tym bardziej była przekonana, że to mężczyzna jej życia. Jednak romans nie wchodził w grę. To był prawdziwy dżentelmen, który po pierwsze - wciąż pozostawał wierny swojej zmarłej żonie, a po drugie - Brianne była dla niego stanowczo za młodziutka. Jednak los chciał, że ich drogi jeszcze miały się przeciąć. I to kolejne spotkanie sprawiło, że życie Brianne i Pierce'a potoczyło się zupełnie inaczej niż się tego spodziewali...
Tak naprawdę to, co Wam tu opisałam to tylko niewielka część historii tej nietypowej pary. Nie wspomniałam o tym, że wybranek serca naszej głównej bohaterki był niezwykle szlachetnym i obrzydliwie bogatym mężczyznom. Natomiast ojczym Brianne także nie należał do biedaków, ale był to także człowiek bardzo okrutny i bez żadnych skrupułów. W pogoni za pieniądzem sprzedałby własną duszę diabłu. Szkoda tylko, że tym razem stawką nie była jego dusza, lecz niewinność jego pasierbicy. Prowadził on bowiem właśnie interesy z pewnym arabem, którego zła sława ciągnęła się za nim od dawna. Podobno uwielbiał on młode i piękne dziewice, które traktował w dość okrutny sposób. I tym razem w oko wpadła mu właśnie Brianne. Nie będę Wam dalej opowiadała co się działo w tej historii. Choć tak naprawdę mogłabym jeszcze pisać i pisać. Mogłabym wspomnieć o miłości, porwaniach, wojnie i innych niesamowitych wydarzeniach, ale sądzę, że te wszystkie wydarzenia poznacie już sami. Ja jedynie dodam, że czytając tę książkę z pewnością nie będziecie się nudzić. Nie będzie na to czasu.
Jak wspomniałam na początku ta powieść z pewnością nie jest takim typowym romansidłem, choć wątek miłosny jest tu bardzo istotny. Jednak nie jest to typowa przesłodzona do granic możliwości historia, gdzie podczas czytania aż wierzyć się nie chce, że takie uczucia w ogóle mogą istnieć. Tutaj autorkę poniosła wyobraźnia i wydarzenia, które wplotła do powieści przechodzą nasze wszelkie oczekiwania. Choć wszyscy zgodnie twierdzą, że Brianne nie należy do największych piękności, to i tak żaden mężczyzna nie potrafi jej się oprzeć i wszyscy niemalże z miejsca zakochują się w niej bez pamięci. Co więcej, z tego co zdążyłam się zorientować największą wartością w niej była jej młodość i niewinność. Wiem, to romans i powinnam do tego typu fragmentów nieco się zdystansować, ale tutaj dziewictwo było wręcz legendą i najważniejszą wartością u kobiety. Może przesadzam, ale tak to właśnie zrozumiałam. Oczywiście Pierce nie chciał odebrać wianuszka dziewczynie, choć... musiał się poświęcić dla dobra sprawy, gdyż Briannie groziło przecież wielkie niebezpieczeństwo! Oj, nie chciałabym Wam zdradzać zbyt wiele, ale nie będę ukrywać, że ta książka po prostu nie przypadła mi do gustu. Dla mnie to taka bajka dla nieco starszych dzieci i tyle.
Nie wiem co mogłabym Wam napisać na temat kreacji głównych bohaterów. Dla mnie były one trochę przerysowane. Tutaj także nie będę Wam przytaczać charakterystyki wszystkich postaci, lecz skupię się na głównych bohaterach. Jak już wspomniałam, Brainne to młodziutka i niewinna dziewczyna. Nigdy nie miała do czynienia z żadnym mężczyznom jednak jej zachowanie zwykle mówiło zupełnie co innego. Była wyzywająca, a czasem wręcz wulgarna. Z jednaj strony zależało jej niby na miłości Pierce'a, ale tak naprawdę przez połowę książki prosiła go jedynie o to, by się z nią przespał. No, oczywiście dla dobra sprawy! A jej wybranek? Mężczyzna, który nawet po dwóch latach od śmierci żony wciąż pozostaje jej wierny. Każda sprośna myśl na temat innej kobiety - to zdrada. Z Brianne zadawał się tylko po to by jej pomóc. Z tego też powodu postanowił ją poślubić, a nawet pozbawić ją dziewictwa. Wszystko to oczywiście robił wyłącznie z myślą o jej bezpieczeństwie. Był obrzydliwie bogaty, ale pieniądze go nie interesowały. Inwestował nie myśląc o zarobku. Cała jego działalność głownie skupiała się na tym, by była bezpieczna dla ludzi i środowiska! Co więcej, z przyjemnością pomagał finansowo gdzie się dało, nawet - jak się okazało - udzielał się charytatywnie. Nie wiem, nie jestem pewna tego do końca. Możliwe, że nie czytałam potem zbyt dokładnie, ale mam wrażenie, że na samym końcu tej powieści nad jego głową ukazała się oślepiająca swym blaskiem aureola ;)
Nie wiem, może trochę przesadzam. Może po prostu taka tematyka nie przemawia do mnie i nie powinnam sięgać więcej po żadne romansidła, ale takie jest moje zdanie. Oczywiście skłamałabym, gdybym powiedziała, że cała książka jest zła. Absolutnie nie! Fabuła jest bardzo ciekawa, bardzo wiele się tam dzieje. Watek kryminalny wciąga czytelnika i podczas czytania nie możemy się doczekać co będzie dalej. A sceny intymne są opisane pięknie i ze smakiem. Tą powieść przeczytałam w ciągu jednego dnia - to także o czymś świadczy, bo gdyby było tak całkiem źle pewnie męczyłabym ją z tydzień. Dlatego jeśli lubicie takie typowe naiwne romanse, to nie zwracajcie uwagi na te moje narzekania, tylko chwytajcie za tą książkę i po prostu ją przeczytajcie. Nie ma nic lepszego od przekonania się na własnej skórze o tym, czy dana książka jest fajna czy też nie :)