W tej książce zaintrygowały mnie najpierw okładki. Książka wydana jest w dwóch wersjach kolorystycznej – tej, którą mam opublikowaną tutaj i pomarańczowej. Zobaczyłam je na profilu wydawnictwa i zachęciły mnie do przeczytania opisu książki, który brzmi tak:
Nie obawiaj się! Jesteś dokładnie w tym miejscu, w którym masz być. Tak, trudno w to teraz uwierzyć. Możesz osiągnąć to, czego tak bardzo pragniesz. Najważniejsze, w którą pójdziesz stronę. Najlepsze dopiero przed Tobą. Pewnego dnia w małym nadmorskim miasteczku pojawia się tajemniczy mężczyzna, Jones – dla jednych włóczęga, dla drugich wędrowiec. Taszczy wielką walizkę, czasem kogoś zagadnie. Wybiera smutnych, nieszczęśliwych i zdruzgotanych ludzi. Mówi: „Chodź tu bliżej, do światła”. Potem życie każdego z nich się zmienia. A po kilku dniach… „Mistrz” to niezwykła opowieść, która odmieniła życie milionów ludzi na całym świecie. Została przetłumaczona na dwadzieścia języków i stała się międzynarodowym bestsellerem. Teraz Ty możesz poznać sekret Jonesa. Najlepsze dopiero przed Tobą!
No i tutaj zaczęły się schody – z jednej strony ciągnęło mnie do tej książki, z drugiej odrzucało, bo a nuż to jest kolejny „przecudownej urody” klon „Sekretu” Byrne, który to był tak olśniewający, że rzuciłam nim w kąt po 25 stronach. Jednak zaciekawienie zwyciężyło, prośba została rozpatrzona pozytywnie i już niedługo otrzymałam egzemplarz do recenzji. Czy to był faktycznie poradnikowy gniot od których staram się trzymać z daleka?
Głównych bohaterów książki jest jakby dwóch – narrator, który prowadzi historię oraz Jones, tajemniczy mężczyzna, który pojawia się w różnych sytuacjach i pomaga ludziom zyskać nową perspektywę. Andy spotyka Jonesa, w momencie, kiedy czuje się tragicznie – mieszka pod molo, nie ma pracy, rodzice zmarli, czuje, że nie ma perspektyw życiowych. Jones, staruszek z walizką, zjawia się w jego życiu nagle i pomaga mu spojrzeć na życie z innej perspektywy. A kiedy Andy faktycznie opanuje tą sztukę i zaczyna zmieniać swoje życie Jones znika.
Spotykają się po latach, kiedy Andy jest żonaty, ma dzieci, dobrą pracę. Wtedy to okazuje się, że Jones jest duchem opatrznościowym wielu osób, uratował małżeństwa, natchnął ludzi, by chcieli dalej żyć, by zmienili swoje życie i swoje jego widzenie. To właśnie robi Jones – pokazuje jak nasze życie może wyglądać po spojrzeniu na nie z innej perspektywy, zrozumieniu rzeczy, które może do tej pory uciekały, które może staraliśmy się spychać do niepamięci. Jones tylko pojawia się w dobrym miejscu i czasie, spotyka się z ludźmi, którzy w danym momencie są w pewnym punkcie zwrotnym życia i rozmawia z nimi. Tylko tyle i aż tyle. Znają go praktycznie wszyscy, może pod różnym imieniem, ale to stale ten sam Jones.
Pewnego dnia Jones znika, zostaje tylko jego walizka. To powoduje, że ludzie z całego miasteczka zbierają się razem, by zadecydować, co z tą walizką zrobić. A przy okazji snują opowieści związane z jej właścicielem. A jak się kończy ta historia? Czy Jones się odnajdzie?
Przyznaję, jest to powieść poradnikowa, o ile mogę stworzyć taką kategorię książęk. Pod przykrywką powieści możemy sobie odświeżyć sporo uniwersalnych prawd i usłyszeć różnorakie porady związane z życiem. I o ile część z nich jest bardzo typowa, to już o części warto sobie przypominać od czasu do czasu, bo niby je znamy, ale już ze stosowaniem ich w codziennym życiu różnie bywa. Na przykład to ulubione przez Jonesa spojrzenie na życie z różnych perspektyw – jak wielu z nas potrafi wyjść z naszego punktu widzenia, otworzyć umysł i przeanalizować sytuację, w której jesteśmy biorąc pod uwagę czynniki ogólne i inne perspektywy? Mi osobiście w pamięć mocno zapadł przykład małżeństwa na skraju rozwodu, do którego doprowadzili tylko tym, że komunikowali się w różny sposób. Jest to bardzo dobry przykład różnorodności styli komunikacyjnych oraz ich wpływów na związki, coś czego ogromna część z nas albo w ogóle nie wie, albo wie, ale generalnie nie bierze tego pod uwagę. Drugi mój ulubiony przykład, to zamartwianie się różnorakimi możliwościami i rzeczami, które a nuż się wydarzą. Ja sama często należę do takiej kategorii ludzi, więc dobrze było sobie przypomnieć, że to jest bez sensu! Bo jeżeli analiza sytuacji to jest pożyteczna sprawa, to już snucie praktycznie nierealnych przemyśleń w związku z podejmowanymi działaniami i zamartwianie się na zapas jest zwyczajnym skracaniem sobie życia i wpędzaniem w nerwicę. I dzięki temu, że sobie to przypomniałam w trakcie czytania „Mistrza”, to teraz staram sobie to przypominać bardziej regularnie, co już wpłynęło na komfort mojego życia ;)
Książka napisana stylem prostym i takimże językiem. Jednakże Jones jest tak przesympatyczną osobą i jego wpływ na ludzi jest przedstawiony w tak ciepły sposób, że nawet te „prawdy ogólnie znane” nie zrobiły na mnie złego wrażenia. I mimo tego „wątku poradnikowego” czytałam „Mistrza” z przyjemnością i polecam wszystkim, którzy chcą sobie w ciepły i sympatyczny sposób przypomnieć pewne proste prawdy o życiu, o których to najczęściej nie pamiętamy.
[Tekst został opublikowany wcześniej na moim blogu -
www.ksiazkowo.wordpress.com]