Dwudziestokilkuletni Andy jest bezdomny. Nie ma nadziei na lepsze jutro. Nie wie, co ze sobą zrobić aż do dnia, kiedy spotyka Jonesa. Staruszek rozmawia z nim, radzi i mówi o spojrzeniu na życie z „szerszej perspektywy”. Następnie młode małżeństwo, które już zbliża się do podpisania papierów rozwodowych. Nawet nie mają pojęcia, co tak naprawdę zrobili źle i przez jakie „głupstwo” mogli popełnić najgorszą decyzję w życiu. Możemy spotkać się także z Henrym, który źle traktuje swoją żonę, a także swoich pracowników i pracodawców. Nie widzi nic złego w swoim postępowaniu, które ma jego zdaniem zaprowadzić go na sam szczyt. O co chodzi Jonesowi? Co nosi w swojej walizce? Co powiedział Andy’emu? Co takiego zrobił dla rozpadającego się małżeństwa? Co to jest „Język miłości”? Jakim Ty językiem się posługujesz? Co to jest „odpowiednia perspektywa”, o której mówi Jones? Jaka różnica jest między świadomym wyborem, a pomyłką? Na te i inne ciekawe pytania znajdziecie odpowiedzi w „Mistrzu”.
„A tak w ogóle, to gdy ty jadłeś na plaży sardynki z puszki – wyszczerzył zęby w uśmiechu – ja raczyłem się daniem mięsno-rybnym w malowniczym zakątku, z którego roztacza się cudowny widok na ocean. – Klepnął mnie po plecach. – To wszystko kwestia punktu widzenia.” [s.22]
Nie spodziewałam się tego, że książka wciągnie mnie dosłownie już od pierwszych stron. W żadnym momencie mnie nie nudziła. Autor w ciekawy sposób przekazuje nam ważne życiowe wartości i pokazuje jak możemy się zmienić. Nie jest to łatwe, ale także nie jest to nie do zrobienia. Jeśli wytrwale dąży się do celu, w końcu się to uda, ale potrzeba na to czasu i cierpliwości, ale także ciężkiej pracy. Pan Andrews pokazuje jak możemy spojrzeć na swoje życie z innej, „szerszej perspektywy”. Z historiami i z ludźmi, które przedstawił w swojej powieści zapewne zetknął się nie jeden z nas, w bezpośredni sposób, lub w opowieściach znajomych, albo też to dopiero przed nami. Nie wiadomo, kiedy i gdzie nas to może spotkać, a wtedy rady Mistrza na pewno się przydadzą.
„Przestań mnożyć możliwości, a skup się na obliczaniu prawdopodobieństwa” [s.64]
Andy Andrews posługuje się łatwym w odbiorze językiem, dlatego „Mistrza” czyta się w zastraszająco szybkim tempie. Brak tu nudnych opisów, co tylko jest plusem. Wszystko jak dla mnie jest zapięte na ostatni guzik. Bohaterowie to różne typy osobowości, które możemy spotkać na swej drodze. W wydaniu nie dopatrzyłam się żadnych błędów, a jednie, co to mogę je chwalić, bo bardzo mi się podoba. Intrygująca (w moim wypadku) pomarańczowa okładka jest moim zdaniem symboliką biografii, które dostawał Andy od Jonesa, dlatego o wiele bardziej pasuje niż ta niebieska, chociaż odwołując się do znaczenia kolorów to opisując osobę kolorem niebieskim jest ona analityczna, spostrzegawcza, pełna wyobraźni i talentów twórczych i jest to także kolor zaufania, czyli tym, czym wyróżniał się Jones. Postać staruszka jest tak ciepła i tak mądra, że chciałoby się z nim zapoznać i samemu zamienić z nim kilka słów.
„-Naprawdę nie wiesz, ile masz lat?
- Cóż, z pewnością nie mniej niż kilkadziesiąt – odparł Jones – ale po co zawracać sobie głowę dokładną rachubą? Czy powinniśmy pozwolić, by jedna liczba rządziła naszym życiem i dyktowała, jak mamy się czuć?” [s.95-96]
„Mistrz” autorstwa Andy’ego Andrewsa to powieść pełna mądrych i życiowych rad, które mogą się każdemu z nas przydać napisana łatwym językiem. Komu ją mogę polecić? Wszystkim. Dosłownie wszystkim, bo każdy tu znajdzie coś dla siebie, albo odnajdzie tu siebie. Ja tylko ubolewam nad tym, że nie ma przetłumaczonych więcej tytułów tego autora, bo z pewnością bym po nie sięgnęła. No nic… pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że w najbliższym czasie to się zmieni i będę mogła zapoznać się z innymi książkami tego autora.