Jak niewiele w życiu potrzebujemy do szczęścia i jak łatwo jest to szczęście w głupi sposób utracić. Dobrze jest mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Miłość, nadzieja, dzieci i wspólna przyszłość, mogą łączyć ludzi znacznie silniejszymi więzami niż pożądanie. Świat może być cudowny, a życie wspaniałe, wystarczy jedynie, że sami nad tym popracujemy.
„Pensjonat na wrzosowisku” to przede wszystkim historia pewnej rodziny. Basia i Marek są szczęśliwym małżeństwem. Mają dwie starsze córki i małego synka. Pewnego jednak dnia kobieta stwierdza, że takie życie, to nie jest to, czego pragnie. Odmawia wyjazdu z mężem na wakacje i zamiast tego wyrusza na samotną wycieczkę z kilkuletnim Marcinkiem. U celu swojej podróży poznaje wielu niezwykłych ludzi. Odnajduje się w niewielkim miasteczku w pobliżu wrzosowisk i pragnie stać się częścią jego piękna. Dopiero teraz zaczyna mieć prawdziwe marzenia.
Po kolei, ze strony na stronę, poznajemy bohaterów powieści – ich myśli, uczucia, pragnienia. Wszystko to przeplatane jest wspomnieniami z pamiętnika Joli, kuzynki Basi, która przez wiele lat miała romans z żonatym mężczyzną. Postacie w książce są niezwykłe. Mają w sobie wiele rzeczywistości i jakąś taką uspokajającą codzienność, ale jednocześnie niewiele w nich rzeczy typowych. Basia to żona i matka, która bez przerwy kłóci się ze swoimi dziećmi i ma dosyć rutyny. Jej córki mają różne charaktery, jedna jest pracowita i lubi pomagać, druga to egoistyczny leń. Mąż Basi, Marek, pragnie spełnić swoje zawodowe ambicje, ale jednocześnie bardzo dba o swoją żonę. Charoll, właścicielka pensjonatu na wrzosowisku, jest dzielną, doświadczoną przez los kobietą, która stara się ze wszystkich sił o dalsze, szczęśliwe życie. Bohaterom nie brakuje barw, a każdy z nich to postać dopracowana i intrygująca.
Książka jest bardzo ładna. To typowa powieść obyczajowa. Taka pełna ciepła i rodzinna. Muszę przyznać, że akcji historia nie ma wartkiej, a wręcz przeciwnie – niemal nic się nie dzieje. Mimo to czyta się ją z przyjemnością i ani trochę nie nudzi. Autorka ma dobry styl i potrafi wciągnąć w swoją opowieść czytelnika. Momentów wzruszających było wiele, zabawnych niemal wcale. To lektura, która wymaga przemyśleń. To właśnie tego typu historie sprawiają, że ludzie zmieniają swój pogląd na życie.
Wydanie „Pensjonatu na wrzosowisku” również mi się podobało. Przede wszystkim przepiękna jest okładka. Z pewnością chciałabym odwiedzić miejsce, które pokazane zostało na zdjęciu. Błędów edytorskich również nie zauważyłam, a to ważne w trakcie czytania. Książka jest króciutka – liczy sobie niespełna 250 stron i bardzo szybko się ją czyta.
Wrażenie wywarły na mnie opisy miast Wielkiej Brytanii i problemów jakie dla Polaków mogą się wiązać z tamtejszym życiem. Autorka również w niezwykle interesującym stylu oddała różnice w sposobie myślenia Anglików i Polaków. Ponieważ pisze z własnego doświadczenia, wszystkie sytuacje i miejsca żyją własnym życiem i wyglądają na jak najbardziej realne.
Właściwie do książki tak naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń i bardzo mi się podobała, mimo, że jest miejscami dość „leniwa”. Nie chodzi mi tu o dłużyzny, a raczej o taką typową akcję powieści obyczajowych, podejrzewam jednak, że nie dla wszystkich czytelników (a zwłaszcza czytelniczek) będzie to wadą. Lektura w sam raz na problemy i leniwe, wakacyjne dni. Gorąco zachęcam do przeczytania.