Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to piękna okładka. Nostalgiczne zdjęcie wrzosowisk przywodzi na myśl romantyczną historię o miłości.
Czytając "Pensjonat na wrzosowisku" odnalazłam miłość, która jest nam znana z codzienność, gdy pod natłokiem codziennych obowiązków małżonkowie zapominają o sobie i schodzi ona na daleki plan. Pierwszoplanowe role grają dzieci, to wokół nich kręci się życie rodziców. Basia, mama na pełnym etacie, która zrezygnowała z pracy zawodowej by zająć się małym synem i dorastającymi córkami oraz Marek, który zapewnia byt rodzinie. Oczywiście mężczyzna pomaga w miarę swoich możliwości, ale praca zawodowa ma priorytet. W takim układzie rodzinnym z dnia na dzień zaczynają rodzić się frustracja i wzajemne pretensje, które nie prowadzą do niczego dobrego. Z pewnością pomoże tu szczera rozmowa i na nowo ułożenie zasad, które będą obowiązywać w rodzinie.
W powieści została poruszona sprawa toksycznej miłości. Jest to smutna historia dwojga ludzi, których łączy fascynacja, lecz brak szczerych rozmów. Wkrada się za to zdrada, obłuda i podwójne życie. Poczucie winy i chorej, niespełnionej miłości niszczy kobietę. Warto zadać sobie pytanie czy warto podążać za mrzonkami i ukradkowymi spotkaniami z ukochanym, oszukując przy tym współmałżonka. Czy taki związek to prawdziwa miłość? A może tylko odskocznia od rutyny dnia codziennego, która zabija uczucie między małżonkami?