Kolejny raz Wydawnictwo Zysk i S-ka zaskakuje dobrą książką (wcześniej był to obyczajowy, niepokojący „Znak kukułki” Anny Bichońskiej oraz dwie powieści sensacyjne, thrillery: „Miałeś tam nie wracać” Wojciecha Wójcika i „Stróż krokodyla” Katrine Engberg). „Pchła” Anny Potyry to klasyczny kryminał. Jest niespodziewana zbrodnia, jest On – bogaty w doświadczenia śledczy, mężczyzna z przeszłością, jest i warstwa obyczajowa. Rodem z klasycznych i popularnych powieści gatunku jest również nawiązanie do wydarzeń sprzed lat.
Wigilia Bożego Narodzenia, na dzień przed ślubem Marta odnajduje zwłoki swojego narzeczonego. Miał być wymarzony ślub w śnieżnej scenerii, jest jesienna plucha, rozpacz i ból po stracie. Sprawę przejmuje Adam Lorenz, komisarz Wydziału Zabójstw. Jest zbrodnia, nie ma motywu, nie ma śladów, nie ma podejrzanego. Mężczyzna ginie od strzału, jak się okaże z nietypowej jak na te czasy broni. W śledztwo zaangażowana zostaje również młoda profilerka Iza Rawska.
Nie jest to może wybitna powieść, bo wpisuje się w znany schemat. Jedyne co odróżnia ją od innych to umiejscowienie akcji w Warszawie i wplecenie w kryminał wydarzeń związanych z Powstaniem warszawskim. Ciekawym zbiegiem jest również data premiery powieści – początek lipca, więc praktycznie miesiąc przed rocznicą wybuchu powstania. Sama czytałam „Pchłę” właśnie w tym czasie, co dawało niesamowity klimat i pozwoliło realniej wczuć się w historię.
Anna Potyra ma na swoim koncie kilka książek, trochę książek dla dzieci, trochę obyczajówek. Jak na kryminalny debiut to powieść bardzo sprawnie napisana. Na szczęście obyło się bez nadmiaru postaci. Kilka głównych to dobrze zarysowane, charakterne osoby, które nie boją się wyzwań i mają świadomość, że w życiu raz pod górę, innym razem z górki. Zaletą jest ich spryt i inteligencja. Lorenz jak jemu podobni ze szwedzkich kryminałów to mało sympatyczny glina z własnym emocjonalnym bagażem, który nie dość, że jest skonfliktowany z prowadzącym sprawę prokuratorem, to na dodatek musi osobiście zaangażować się w sprawę seryjnego mordercy. Dużym plusem powieści jest niesłabnące napięcie, które trzyma czytelnika w ryzach. Samo zakończenie jak z hollywoodzkiej stajni, w mojej ocenie lekko przesadzone i zbyt spektakularne. Literackiego smaczku dodają tajemnicze listy, historie mrożące krew w żyłach, zaplanowane w każdym szczególe morderstwa oraz towarzyszące im stare fotografie. Ostatnie strony przywodzą na myśl, że może to być seria, że Lorenz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Czy Wy też czujecie lekką ekscytację kiedy w trakcie lektury autor łaskawie wyjaśnia nam (lub pozwala samemu rozwiązać zagadkę i wyczytać wyjaśnienie między wierszami) skąd pomysł na tytuł? „Pchła” jest tego doskonałym przykładem. Pchła, ten insekt atakujący biedne zwierzątka? W tym wypadku niekoniecznie.
„Pchła” to ten rodzaj powieści, który wciąga czytelnika od pierwszej strony. Na szczęście główna para bohaterów jest różnej płci, to można śmiało się z kimś utożsamić. To też taka książka, kiedy zwyczajnie lubi się Lorenza i kibicuje się na każdym kroku. Książka ta ma cztery składniki, które powodują że czytanie w tym wypadku jest przyjemnością i dobrą rozrywką: napięcie, tajemnica, zaskakujący finał i retrospekcje. Styl autorki jest lekki, ale nie wpływa to negatywnie na tekst. Jako całokształt to ambitna powieść, z mocno zaplanowanymi i przemyślanymi wątkami.
,,Pchła" Anny Potyry wciąga i nie puszcza aż do ostatniej strony. Mocna i mroczna powieść, która porusza i wyciąga mroczne sekrety Lorenza i wojennej Warszawy. Czytajcie, warto!