Chyba żadna książka spośród wszystkich przeczytanych w tym roku nie wprawiła mnie w tak wielkie zakłopotanie. Dlaczego? O tym za chwilę…
C.A. Amesa doświadczał prywatnych objawień od 1994 r. Jego wizje podobne były do tych, których doświadczyły bł. Anna Katarzyna Emmerlich i św. Brygida Szwedzka. Z czasem autor dostał polecenie od samego Boga, aby notować nawiedzające go obrazy. Niniejsza publikacja stanowi zapis tych wizji, które stały się udziałem C.A. Amesa od 6 lutego 1996 do 19 listopada 1997. Najnowsze wydanie książki „Oczami Jezusa” składa się z trzech części, które wcześniej były publikowane w oddzielnych tomach.
Książka utrzymana została w pierwszoosobowej narracji, w końcu to Jezus opowiada swoją historię, a C.A. Ames jest tylko przekaźnikiem. Dzięki temu poznajemy osobistą perspektywę Chrystusa, jego myśli, prywatne komentarze do aktualnie rozgrywających się wydarzeń. Jest w tym coś niesamowitego, a nawet trochę niepokojącego. Poza tym Jezus daje się poznać z bardziej ludzkiej strony, niż jest to pokazane na kartach Ewangelii. Zwykły, a przy tym całkowicie niezwykły człowiek, przyjaciel, nauczyciel, troskliwy opiekun.
Każda z wizji opatrzona została konkretną datą, dzięki temu możemy zauważyć, że objawienia pojawiały się często, w nieregularnych odstępach czasu, zdarzało się, że powtarzały się nawet przez kilka dni z rzędu. Najczęściej są to krótkie obrazki z życia Chrystusa i jego uczniów, którzy wędrowali do Jerozolimy. Scenki z życia codziennego przeplatają się z przygodami jakich w drodze doświadczył Nauczyciel i jego apostołowie. Współczesny język użyty w tych historiach jest ogromną zaletą, gdyż ułatwia zrozumienie wielu kwestii i pod tym względem odbiór nauczania Jezusa jest zdecydowanie łatwiejszy, niż zostało to ukazane w Piśmie Świętym. Przy tym wszystkim należy zauważyć, że wizje C.A. Amesa zgodne są z nauką Kościoła katolickiego, a to chyba najważniejsze.
Mimo wszystkich zalet odbiór tekstów zawartych w tomie „Oczami Jezusa” był dla mnie kłopotliwy. Widocznie jestem zbyt małej wiary, ale przez cały czas zastanawiałam się co z tego wszystkiego jest prawdą, a co tylko wymysłem autora opartym na historiach zapożyczonych z Ewangelii. Najbardziej przeszkadzała mi pierwszoosobowa narracja, bo to tak jakby Chrystus sam sobie napisał książkę, albo zamówił ghost writera, który nie pozostał anonimowy. Dziwne i niepokojące uczucie. Dodatkowo w mojej głowie namnożyło się mnóstwo pytań o to, co na temat objawień C.A. Amesa myśli Kościół. Próbowałam znaleźć coś na ten temat w Internecie, ale niestety moje poszukiwania spełzły na niczym. Wtedy z pomocą przyszedł mi o. Joseph Marie Verlinde, który w swojej książce „Atak na chrześcijaństwo” stwierdził, że objawienia prywatne są „jedynie narzędziem, które ma służyć rozważaniu Ewangelii, ponieważ to przede wszystkim w niej, a nie w prywatnych objawieniach Pan wychodzi nam na spotkanie”. Takiej odpowiedzi szukałam, to jedno zdanie mnie uspokoiło, bo zrozumiałam, że publikacja „Oczami Jezusa” jest interesującym dodatkiem do Ewangelii, który nie zaszkodzi, a może pomóc. Najważniejsze jest, aby pamiętać, że zawsze pierwsze i najważniejsze są słowa zawarte w Piśmie Świętem.
Polecam, choćby z tego względu, że lektura książki „Oczami Jezusa” jest niesamowicie ciekawym doświadczeniem.