Do niedawna wydawało mi się, że o każdej książce można napisać coś dobrego. Przy niektórych zalety można wymieniać w nieskończoność. Czasami trzeba bardziej się wysilić, żeby w książce odkryć coś wartościowego. Niekiedy jednak, pomimo usilnych starań, nie sposób wymienić choćby jednej zalety. Tak właśnie, moim zdaniem, jest z „Parkiem osobliwości” Zdzisława Piątkowskiego.
O czym w ogóle jest ta książka? Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Można ją z powodzeniem streścić w kilku zdaniach. Bohater, człowiek w średnim wieku, wykładowca na prywatnej uczelni, na dość rutynowych badaniach lekarskich słyszy wyrok - rak. Diagnoza niestety jest trafna, nie ma mowy o pomyłce. Konieczna staje się operacja. Mimo że wszystko układa się pomyślnie, bohater nasz cierpi. Nie fizycznie, lecz duchowo. Ukojenie przynosi mu jedynie obcowanie z naturą. Park odwiedza przy każdej okazji, prezentując czytelnikowi swoje refleksje natury egzystencjalnej.
Mało rozbudowana fabuła to wcale nie wada. Ba, mistrzowie pióra z najprostszej i najbardziej trywialnej historii potrafią uczynić arcydzieło. Tu jednak, moim zdaniem, mamy do czynienia z brakiem dobrego pomysłu na fabułę połączonym z brakiem choćby cienia talentu literackiego. Razi sztuczność opisywanych sytuacji i drętwe dialogi. W refleksjach bohatera również trudno doszukać się czegoś niezwykłego. To po prostu zbiór banałów, tak żałosnych, że aż śmiesznych. Przykuwa uwagę język, ale jedynie dlatego, że rzadko kiedy można mieć do czynienia z czymś tak groteskowym. Niestety, nie da dobrych efektów silenie się na podniosły styl i pisanie banałów niezrozumiale. Nic nie pomoże wyróżnianie ich w tekście kursywą (Wydawnictwo „Nowy Świat”, 2007). A wręcz zaszkodzi, gdyż podejrzewam, że w znakomitej większości czytelnicy nie lubią być traktowani tak, jak gdyby byli ograniczeni umysłowo i sami nie potrafili niczego z tekstu wydobyć.
Książki tej nie polecam oczywiście nikomu. Z pewnością jednak zapamiętam ją na długo. Czyżbym więc niespodziewanie odkryła jednak jakąś zaletę „Parku osobliwości”? Niestety nie. Zapamiętam jedynie dlatego, że nieczęsto zdarza mi się czytać aż tak złą literaturę.