„Paragraf 22” to tytuł, który często pojawiał się w książkowych rozmowach. Moi rozmówcy nie byli do końca poinformowani o treści. Ktoś im po prostu powiedział, że przeczytać trzeba, że to kawał znakomitej książki o wojnie, a ludzie zabijają się, aby ją w ogóle dostać, choć pierwsze wydanie miało miejsce w 1961 roku.
Z Josephem Hallerem miałam do czynienia raz. Próbowałam przebrnąć przez „Coś się stało”. Tytuł brzmiał dla mnie interesująco, jednak styl pisania zmusił do przerwania w połowie. Opis opisu, każde słowo dobrane z ogromną precyzją, z każdej sceny wyciśnięty najmniejszy szczegół. Autor stworzył ramy, z których wyobraźnia wyjść nie mogła... Dlatego bałam się „Paragrafu 22”.
Ale spróbowałam. Pierwsze strony mocno mnie zdziwiły. II wojna światowa jest, ale w tle. Tymczasem bohaterowie są...śmieszni. Zabawni, niepoważni, nieraz wydają się głupkami. Dlaczego?
Yossarin to niejako główny bohater, który w pewien sposób oprowadza nas po innych żołnierzach. Sam jest niezłym świrem. Ma dość latania i wojny. Chce odejść. Warunkiem jest wykonanie określonej liczby lotów. Gdy tylko zbliża się do celu, przełożeni podnoszą wymaganą liczbę. Yossarin stara się znaleźć inne rozwiązanie. Często przebywa w szpitalu, udając chorego. Do głowy wpadł mu nawet pomysł, aby udać chorego psychicznie. Nie pozwala na to Paragraf 22.
Według owego paragrafu trzeba zwolnić ze służby osobę, która jest wariatem mówiąc wprost. Ale stwierdzenie, że jest się psychicznie chorym, jest objawem psychicznego zdrowia. Czy nie brzmi to logicznie ?
Dlatego Yossarin musi zostać. Czas spędza na romansach, lataniu oczywiście. Kiedy cierpi po stracie kolegi, przysięga, że nie włoży już munduru. I chodzi po nagu.
Jego koledzy z wojska nie są lepsi. Mil Mindenbinder tworzy międzynarodową, pozarządową korporację. Jest burmistrzem niejednego małego miasta. Z każdego czerpie korzyści. Produkują tam żywność, tkaniny czy cokolwiek, co da się sprzedać – on zabiera to do innego kraju, gdzie sprzedaje ze sporym zyskiem. Co lepsze, każdy uczestnik tej spółki zarabia. Tylko on potrafi kupić za 7 a sprzedać za 5. Tylko on potrafi kupić bezpieczeństwo istotnego strategicznie mostu od jednych wojsk, a u przeciwników kupić jego zbombardowanie. Tylko on może wpaść na to, by bawełnę oblać czekoladą i próbować ją sprzedawać jako przysmak...
Jest też Major Major Major, przyjmujący petentów, tylko wtedy, gdy on jest nieobecny. Inny z bombardierów trzyma w rękach kasztany, by nikt nie zwracał uwagi, że wypycha policzki jabłkami. Jest jeszcze sprawa Washingtona Irvinga – kto tak naprawdę nim jest ?
Z okładki można dowiedzieć się, że celem autora było obśmianie wojny. Jest śmiesznie, ale nie na tyle, by płakać ze śmiechu czy chociażby robić to w głos. Niby coś tam się udało, niby widzimy czarno na białym, że autor spełnia swój cel.... Żołnierze też mają dość. Chcą nie tylko wrócić do rodzin, domów, ale też po prostu żyć, używać, póki mogą. Dowódcy wykorzystywali podwładnych do awansów. Ale w pewnym momencie czuje się przesyt. Ile można czytać o niepoważnych żołnierzach i ich dzikich wyczynach ?
Styl pisania i tu mnie nie porwał. Słowo na słowie, zbędne i tyle. Nie można prościej ?
„Paragraf 22” spełnia oczekiwania, autor spisał się. Miał cel, wykonał go. Ale czy tą książkę rzeczywiście trzeba znać? Nie sądzę. Spodziewałam się, że ta pozycja mnie porwie, będę ją pamiętać do końca życia, będzie ona wzorem i ustawię ją na książkowym piedestale. Niestety, tak nie jest. Nie czuję się zachwycona. Sami zdecydujcie – czytać, czy nie czytać ? Przede mną podobne pytanie. Wypożyczać kontynuację, czy zapomnieć?