Tak, Wojciech Chmielarz znów przedstawił nam panoramę. To już w zasadzie znak rozpoznawczy tego autora - pokazać w kryminale polskie społeczeństwo na przełomie drugiej i trzeciej dekady dwudziestego pierwszego wieku, jego stan, to, jak ono wygląda, może przede wszystkim zaś to jakie szanse a jakie zagrożenia jego taki a nie inny wygląd niesie dla jednostki. I ta powieść w bardzo dużym stopniu realizuje te założenia. Mamy mnóstwo postaci, mnóstwo punktów widzenia, mnóstwo spraw, nie kryminalnych, ludzkich po prostu spraw. Wychodzi to naprawdę dobrze, Chmielarz umie pisać, ma i warsztat i talent do angażowania odbiorcy. I też po prostu duży talent pisarski :) Miało to wielki potencjał żmudności (jakaś ludzka sytuacja po ludzkiej sytuacji, jakaś ludzka sytuacja po ludzkiej sytuacji), ratuje nas przed nią rzeczony talent autora i zapewne też fakt częstej zmiany miejsc akcji.
Ciekawe, że pisarz pokazuje nam mikroświat, widzimy tylko Warszawę i jej okolice, miejsca bardziej i mniej znane i wszystko to kupujemy. "Tak, tak to wygląda jak pan nam pokazuje, panie pisarzu", myślimy sobie podczas lektury :) W każdym zaś razie - może tak wyglądać :) Na pewno autor musiał zrobić przed napisaniem "Cieni" porządny research :)
Okej, więc lokacji jest dużo, a prawdy o społeczeństwie? Cóż, jest rzeczą interesującą, że tylko jedno zagadnienie poza miejscówkami autor pokazał nam dokładniej - świat lobbingu. Działanie firmy lobbingowej nie jest kluczowe dla akcji powieści, jego opis nie zajmuje specjalnie wiele miejsca, a jednak to to tak naprawdę zostaje nam w głowie po zakończeniu lektury. To, jak się szuka rzeczy, które mają znaczenie w tej robocie, mogą w niej pomóc, jak działa się na ludzi, generalnie jak wygląda praca w takiej instytucji. Sceny te Chmielarz umieścił bliżej początku niż końca tekstu, nie wiem, może potem miało być więcej tego typu rzeczy, ale w trakcie pisania zmieniła mu się koncepcja tej książki, może przeciwko temu zadziałała wzmiankowana wyżej potrzeba częstej zmiany miejscówek, by nie znużyć czytelnika, może wreszcie na więcej nie miał weny. Tak czy owak tylko o tym można powiedzieć, że zostało więcej niż muśnięte.
Fajnie, ale gdzie w tym wszystkim sama zagadka kryminalna? Czy raczej zagadki, od początku mamy tu snute równolegle dwie historie. I... i jakoś tak się one nie przebijają :) Niby cały czas je mamy przed oczami, niby wiemy, że to wszystko służy ich rozwiązaniu, ale ani nas one nie angażują, ani ich nie śledzimy, ale też zwyczajnie nic w związku z nimi nie czujemy. Są bo są. Paradoksalnie w nieoficjalnej trylogii Chmielarza ("Żmijowisko" - "Rana" - "Wyrwa"), w której właściwie otwarcie było powiedziane, że sprawa kryminalna jest pretekstem dla obserwacji społecznych (nie było policjanta prowadzącego sprawę, oficjalnego dochodzenia itd.) owa sprawa "prześwitywała" przez tekst w o wiele większym stopniu niż w "Cieniach". Co ciekawe totalnie nie porusza nas także dość nieoczywiste rozwiązania zagadki o której myślimy w trakcie czytania jako o tej wazniejszej (dość banalnej, ale, tak tak, z takim nieoczywistym rozwiązaniem, z którego naprawdę można było coś więcej wycisnąć).
W ogóle zakończenie tej powieści jest charakterystyczne. Widać, że pisarz bardzo chciał nadać mu wszelkie cechy finału klasycznego, mocnego thrillera, jakby chcąc wynagrodzić czytelnikowi jego wcześniejszy częściowy brak. Jest strzelanina na strzelaninie po prostu :) I to serio - przez dłuższy czas mamy taką partie książki typu "zabili go i uciekł". A jednak to właśnie wtedy zacząłem od ten książki odpadać, wtedy przestała mnie trzymać przy sobie. Może dlatego, że wiedziałem, że to już końcówka i że finał nie może być do końca tragiczny? Nie wiem, wiem, że to, co miało mnie szczególnie trzymać za mordę, to właśnie mnie puściło.
7,5 gwiazdki za ogólną zdatność tej powieści :)