Bardzo lubię powieści historyczne oraz powieści obyczajowe osadzone w ciekawych czasach. Kiedy więc usłyszałam o "Zaginionych klejnotach" Urszuli Gajdowskiej, książce rozgrywającej się pod koniec XIX wieku, na dodatek na nadbiebrzańskich terenach, nie zastanawiałam się długo - wiedziałam, że chcę poznać tę opowieść. Nie nastawiałam się specjalnie na wyjątkową opowieść, żeby potem nie przeżyć rozczarowania. I teraz, po lekturze, właściwie nie wiem co o niej sądzić. Ale o tym za chwilę.
Akcja "Zaginionych klejnotów" przenosi czytelnika do XIX-wieku, do dworku nad Biebrzą, gdzie mieszka Izabela Wieczorek, której wychowaniem zajmuje się wuj, wicehrabia Giełczyński. Ponieważ ta młoda kobieta jest w wieku zdatnym do zamążpójścia, dyskretnie poszukuje męża, w czym pomocą służy jej opiekun. Problem w tym, że potencjalni kandydaci do jej ręki, jeden po drugim znikają w tajemniczych okolicznościach... A to tylko jeden z problemów...
Ta powieść trochę wchodzi w harlequinowe klimaty, co bardzo, ale to bardzo mi się nie podobało. Przypomina mi nieco serię o rodzeństwie Bridgertonów, autorstwa Julii Quinn. W obu tych historiach mamy romans kostiumowy i ogólnie perypetie matrymonialne, nieco przewidywalne historie, niekoniecznie szczegółową dbałość o realia, specyficzny język i... erotykę. W polskiej powieści sceny erotyczne są rzadsze i zdecydowanie bardziej uładzone, niemniej, ta zmysłowość (chociaż dość toporna) przewija się przez większość akcji.
Moja opinia o tej książce w miarę czytania zmieniała się jak w kalejdoskopie - to byłam zaintrygowana, za moment poirytowana, żeby po chwili poczuć znudzenie. Zaciekawiła mnie zagadka kryminalna rozgrywająca się w tle miłosnych zmagań Izabeli. Niestety, jej rozwiązanie - zbyt szybkie, nieco dziwaczne, jak dla mnie niedopracowane - było rozczarowujące. Spodziewałam się, że tak to się zakończy, ale miałam nadzieję, że cała intryga zostanie nieco lepiej, mniej melodramatycznie wyjaśniona.
Poza niesatysfakcjonującym rozwiązaniem tajemnicy zniknięć bohaterów i różnych klejnotów, nie podobała mi się kreacja bohaterów. Zarówno Izabela, jak i baron Krzyżewski, wicehrabia Giełczyński, czy pozostałe, drugoplanowe postacie, zostali nakreśleni w nieco stereotypowy sposób, a przy tym prezentowali się dość papierowo w całej opowieści. Zwłaszcza główna bohaterka, która jest tu zaprezentowana jako zadziorna (przymiotnik ten powtórzył się przynajmniej kilkanaście razy, żeby czytelnik nie zapomniał przypadkiem), niepokorna, za nic mająca konwenanse, a zarazem kurczowo się ich trzymająca. Brzmi znajomo? Oczywiście, bo sporo bohaterek romansów historycznych tak się prezentuje. Nie będę się zagłębiać w opisy pozostałych postaci występujących w tej powieści, dodam tylko, że wszyscy są piękni i przystojni. I żadne z nich nie ma w sobie jakiejś głębi, zachowują się za to jak aktorzy w filmie kostiumowym.
Widać, że autorka chciała stworzyć dobre tło akcji, wplatając w akcję miejsca i postaci historyczne, można też założyć, że przeprowadziła research, żeby pokazać też choć trochę realia tamtego okresu. Mam jednak wrażenie, że o ile w kontekście wspomnianego tła społeczno-historycznego, wyszło to całkiem zręcznie, o tyle jednak same zachowania bohaterów trochę psuły to dobre wrażenie. Bo i owszem, konwenanse i zasady XIX-wiecznego społeczeństwa (zwłaszcza klasy wyższej) są tu zarysowane, ale mam wrażenie, że bohaterowie o nich zbyt często zapominają, mimo, że jednocześnie ciągle o nich mówią.
Chociaż niekoniecznie podobała mi się cała akcja i bohaterowie, to pragnę podkreślić, że książka ta została opowiedziana bardzo lekko i bezpretensjonalnie. Tajemnice i intrygi dodały jej trochę smaczku, a wspomniane wyżej ładnie zbudowane tło historyczne i ciekawostki wspomniane w przypisach dołożyły też nieco kolorytu. Pojawiło się tu nawet trochę humoru, a poza tym akcja była całkiem dynamiczna, dzięki czemu czytanie tej książki (mimo pewnych zgrzytów) było raczej przyjemne, a na pewno bardzo szybkie.
Nie jestem zachwycona "Zaginionymi klejnotami", ale też nie jestem tą powieścią zupełnie rozczarowana. Zapewniła mi chwile rozrywki i momenty uśmiechu, ale jednocześnie czasami budziła mniej pozytywne emocje. Nie polubiłam bohaterów, ale podobało mi się ujęcie ówczesnego społeczeństwa i całe tło historyczne. Jak widać, trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę, nie będę jej więc ani odradzać, ale polecać też raczej nie. Chyba że lubicie niewymagające obyczajówki z silnie zarysowanymi wątkami romansowymi rozgrywające się w "dawnych czasach", ale nie wymagacie od nich niczego poza czystą rozrywkę :)
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.