Lektura tej książki stała się dla mnie okazją do rozważań na temat kultury, a konkretnie współczesnej kultury polskiej przesiąkniętej amerykańską. Przyznam, że nie spodziewałem się, iż aż tak bardzo przesiąkniętej. W czym rzecz? Nigdy nie byłem w USA, jak większość Polaków, ale okazuje się, że jakoś nie mam problemów z odróżnieniem FBI od CIA, wiem (mniej więcej), czym zajmuje się koroner, jaką władzą dysponuje szeryf; nazwy miast, ulic, urzędów nie stanowią dla mnie większego wyzwania. W przypadku Francji, kraju zdecydowanie bliżej położonego, jest zupełnie inaczej, niestety.
„Zmiłuj się” to powieść adresowana do mieszkańców Paryża, Francuzów najlepiej. W każdym razie tak mi się w pewnym momencie zaczęło wydawać. Po lekturze pierwszych stron poczułem się przytłoczony, a nawet zasypany elementami składającymi się na topografię miasta, nazwami ulic, skrótami nazw rozlicznych urzędów i instytucji, egzotycznymi (dla mnie!) nazwiskami, czasem tylko imionami polityków, bo autor najwyraźniej założył, iż wszyscy wiedzą, że Giscard to Valéry Marie René Georges Giscard d’Estaing, prezydent Francji w latach 1974-81.
„Wjechał na ulicę Saint-Jacques, na jej końcu skręcił w prawo w ulicę L’Abbé-de-l’Épée, przeciął bulwar Saint-Michel, a końcu ulicą Auguste-Comte wyjechał na wprost liceum Montaigne’a”*.
Boże! Co to takiego „L’Abbé-de-l’Épée” i jak się to cholerstwo czyta?
Oczywiście takich i podobnych fragmentów w książce mnóstwo, ten nie jest ani wyjątkowy, ani bardziej skomplikowany niż inne. Jeśli dodać do tego realia polityczne, historyczne i religijne oraz nazwiska ormiańskie, niemieckie i chilijskie (spora część akcji dzieje się w środowisku emigrantów z tych krajów, a także nazistów i neonazistów), to lektura może momentami być nieco irytująca i nużąca. Ale, jako że intryga kryminalna okazała się wciągająca, jakoś do końca dobrnąłem.
W kościele Saint-Jean-Baptiste w Paryżu zamordowano w sposób wyjątkowo wyrafinowany organistę, homoseksualistę, Wilhelma Goetza (pochodzenie chilijsko-niemieckie). Śledztwo na własną rękę stara się prowadzić emerytowany komendant Brygady Kryminalnej, Lionel Kasdan (pochodzenie ormiańskie), bo… to jego parafia, jego kościół. Kasdanowi pomaga narkoman, leczący się właśnie oficer policji, Cédric Volokine (pochodzenie rosyjskie).
Po zamordowaniu w podobny sposób Naseerudina Sarakramahata, kochanka Goetza, po odkryciu zaginięć chłopców z kościelnych chórów, które Goetz prowadził w Paryżu, przed samozwańczymi śledczymi rysują się dwie główne możliwości: sprawcą zabójstw jest dziecko, ewentualnie nawet więcej niż jedno, mszczące się na pedofilach, albo chodzi o przeszłość Goetza, który przed laty w Chile brał udział w torturowaniu przeciwników reżimu Pinocheta.
Kiedy intrygi komplikują się do granic możliwości, a napięcie sięga zenitu, autor rozwiązuje zagadkę w sposób naiwno-teatralny, ale… może to tylko mnie tak się wydaje.
Ostatecznie zastanawiam się, czy rzeczywiście Jean-Christophe Grangé wybił się dzięki swoim książkom, czy może raczej zapewniły mu światowy sukces filmy „Purpurowe rzeki” oraz „Imperium wilków”, i one właśnie wypromowały te i kolejne jego powieści? Wydaje mi się, że aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba by policzyć recenzje „Zmiłuj się”, w których nie ma ani słowa o filmach.
---
* Jean-Christophe Grangé, „Zmiłuj się”, przeł. Wiktoria Melech, wyd. Albatros, 2013, s. 117.