W świecie gdzie woda i świeże powietrze nie są oczywistością a towarem luksusowym pajęcza bogini ma oko na wszystkie swoje dzieci. Stojące na każdym skwerze pomniki wielkiej pajęczycy są tak samo charakterystyczne dla krajobrazu jak rozkład, który dzień po dniu wyniszcza całe miasto.
Amelia pracuje rozwożąc pizzę, gdy przed laty dwoje inżynierów doprowadziło do wybuchu fabryki jej ojciec został poparzony i nigdy nie wrócił do pełnej sprawności, więc to na niej spoczywa obowiązek utrzymania rodziny. Dom w którym czeka roszczeniowa matka, praca, dom, praca, dziewczyna nawet gdyby chciała gdzieś pójść to nie bardzo ma gdzie.
Jej życie niespodziewanie zmienia się gdy poznaje Kyoro i jego pająki a bogini przestaje być tylko odległą ideą.
Mark jest władcą niepodzielnym, ojcem swojego ludu, wie lepiej czego potrzeba mieszkańcom miasta i jak zaprowadzić porządek, jest przekonany, że prowadzi go wielka pajęczyca i wszystko co robi, robi z jej woli…
Dzieci jednej pajęczycy to niesamowita opowieść z pogranicza science finction i obłędu religijnego. Jej bohaterowie zamknięci w niszczejącym mieście, którego próby utrzymania są z góry skazane na niepowodzenie, powoli oddają się religijnemu szaleństwu. Amelia przekonana o swojej roli mesjasza pragnie stałego kontaktu z boginią, wierząc, że dzięki niej uda się odbudować świat, takim jaki znają go tylko z książek. W tym samym czasie Mark wmawiając sobie, że robi to dla dobra swoich ludzi podpisuje dokumenty mające przynieść zagładę części mieszkańców.
Przerażająca i fascynująca za razem! Choć pomysł wyniszczonego przemysłem i nadmierną eksploatacją świata nie jest nowy Olga Niziołek nadaje ma świeżego połysku. Wszystkie istnienia zawieszone w sieci boskiej pajęczycy, walka o przetrwanie i cichy bunt to trzony, które autorka oplotła opowieścią niczym pajęczyną.
Muszę przyznać, że niezwykle zafascynował mnie ten świat. Choć nie ma w nim bohaterów w takim znaczeniu słowa, jakie znamy i lubimy z Hollywood, to nie można powiedzieć, że nikt nie próbuje walczyć o ten świat. Amelia, Kyoro, Kris, Wera – wszyscy absolutnie i na wskroś ludzcy ze swoimi wadami, przywarami i problemami emocjonalnymi. Bez dodatku super mocy czy milionowych fortun i politycznych znajomości, które umożliwiałyby im przewroty na najwyższych szczeblach władzy. Ot tak, małymi kroczkami próbują ratować to co kochają i to co jest dla nich ważne.
Jedynie zakończenie nie do końca mnie satysfakcjonuje. W sumie ciężko mi określić, czy podobało mi się czy nie, ale spodziewałam się czegoś bardziej namacalnego. Wariant wybrany przez autorkę niezwykle kojarzy mi się z finałem serialu The 100, który również mnie nie satysfakcjonował xD
Daję 7/10, ta książka to niezwykle przyjemna odmiana od szablonowych powieści o miłości/mocy/zbawianiu świata, które są jednak najbardziej popularne i pełno ich wszędzie. Jak dla mnie już to samo w sobie stanowi ogromny pozytyw, a do tego dochodzi również wartki i płynny język, przyjemny styl autorki i sprawna redakcja. Jak dla mnie super!
Mała uwaga na koniec, nie polecam osobom z arachnofobią, tych pająków w opowieści trochę się przewija.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
Wydawnictwu Powergraph
#współpracabarterowa
#współpracarecenzencka
#współpracareklamowa