To było trudne. Trudno było mi zabrać się za tę książkę. Trudno było mi zająć OBIEKTYWNE stanowisko. W końcu zebrałam się na odwagę i wzięłam do ręki debiutancką powieść Owena Kinga, która od dobrych kilku miesięcy stała na półce. Dlaczego ta pozycja sprawiła mi tyle trudności?
Nazwisko autora pewnie wiele Wam mówi - tak, to Owen "z TYCH" Kingów! Młodszy syn uwielbianego przeze mnie pisarza chwycił za pióro. W zasadzie można było się spodziewać, że któraś z pociech Króla spróbuje swoich sił w literaturze. W rodzinie, w kórej każde z rodziców para się pisarstwem to nieuniknione. A w rodzinie, gdzie dodatkowo jedno z rodziców jest jednym z najbardziej poczytnych autorów i najbogatszym pisarzem świata - wręcz oczywiste.
Postanowiłam, że NIE BĘDĘ porównywać ojca do syna. Okazało się, że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Po pierwsze, podobieństwo zaczyna się już tu - krew z krwi, nie da się zaprzeczyć:
http://4.bp.blogspot.com/-i2dn5WYYg9Q/TkLEO5XP-3I/AAAAAAAABWE/H0jLFFlvnV0/s320/kingfamily1.jpgPoza upodobaniem do fatalnych fryzur, obaj panowie współdzielą poczucie humoru, które u seniora jest jednak bardziej trafne. Ten sam dowcip opowiedziany przez każdego z nich, w wersji Stephena śmieszyłby bardziej. Miejsca akcji są podobne. Postacie - również. Po raz kolejny Mistrz nie daje się przerosnąć Uczniowi - światowi Owena brak intensywności, wyrazistych kolorów. Nie potrafi (jeszcze?) pokolorować świata tak, aby pozostał rzeczywistym.
Największe zastrzeżenia mam do postaci. Są...nijakie. Bohaterowie Stephena Kinga są indywidualnościami, nawet najmniej znacząca postać ma swoją osobowość. Po zamknięciu książki potrafimy scharakteryzować każdego z nich. Do dziś pamiętam, jak walczyłam ze sobą, aby nie zamknąć "Carrie" i nie rzucić jej w kąt - tak bardzo denerwowała mnie jej matka ;) Owen się stara, jednak ciągle brak mu tego "czegoś", choć wyraźnie da się odczuć " szkołę ojca".
Na oficjalnej stronie internetowej Owena widzimy takie tło:
http://3.bp.blogspot.com/-c-BdTCLoZbY/TkLIvkcOzsI/AAAAAAAABWI/gqQ2IIT-hwU/s320/owenedsel.jpgNie wiem jak Wy, ale ja widzę tu czystą inspirację "Christine", "Dziećmi kukurydzy" i "Bastionem". A może jestem po prostu zbyt "king-minded"?
Chciałabym jeszcze powiedzieć kilka słów na temat opowiadań z "Jesteśmy w tym wszyscy razem" samych w sobie. Akcja (podobnie jak u Stephena) rozwija się leniwie, życie bohaterów toczy się własnym rytmem. I nagle....ZAKOŃCZENIE! Często jakby nie z tego opowiadania, nie pasujące do całości. Miało zaskakiwać, a dziwi. Minus.
A teraz pora na duuży plus. Nie dość, że w tytułowym opowiadaniu pada wzmianka o Warszawie, to na dodatek na oficjalnym polskim serwisie Owena znajdują się m. in. takie oto słowa, kierowane do polskich czytelników:
Mam nadzieję, że jeśli przeczytacie 'Jesteśmy w tym wszyscy razem', spodoba Wam się, a jeśli nie, cóż, na miłość Boską, nie wyrzucajcie jej! Oddajcie do recyklingu.
Pozdrawiam,
Owen King
Dla kingomanikaów sympatia pisarza do naszego kraju i rodaków nie jest tajemnicą. Zatem dedykacja Owena cieszy, lecz nie zaskakuje ;) W zasadzie to stwierdzenie pasuje do całej książki. ;) Najlepsza była tytułowa nowelka oraz ostatnie opowiadanie "Moja druga żona", które posiada najlepsze zakończenie. "Jesteśmy w tym wszyscy razem" jest najdłuższe, może dlatego najfajniejsze - niewykluczone, ze Owen odziedziczył po ojcu zdolność pisania opasłych tomiszczy, a tym samym słaby punkt, jakim są opowiadania. Stephen również nie powala większością z nich na kolana. Zatem zacznijmy polowanie na powieść Owena. Wierzę, że będzie lepsza. A niniejszego zbiorku ani nie wyrzucę, ani nie oddam do recyklingu. Postawię na półce, choć wątpię, abym do niej kiedyś wróciła.