Serię Materia Prima autorstwa Adama Przechrzty mam w domu już od ponad roku i w końcu postanowiłam ją skończyć czytać. Jednak kiedy sięgnęłam po "Namiestnika" okazało się, że nie pamiętam kilku ważnych rzeczy. Dlatego też postanowiłam odświeżyć sobie "Adepta", którego czytałam na początku zeszłego roku, co było dość niezwykłą podróżą do świata, po którym już wiedziałam czego się spodziewać. Ale od początku...
Olaf Rudnicki jest alchemikiem i aptekarzem z własną apteką. Do enklaw, które stosunkowo niedawno pojawiły się na świecie wybiera się po substancję zwaną materia prima będącą cennym składnikiem leków, które przyrządza mężczyzna. Pewnego dnia w enklawie spotyka rosyjskich żołnierzy, dzięki którym przeżył swój wypad w to tajemnicze, złowieszcze i niebezpieczne miejsce. Od tego momentu życie Rudnickiego oraz żołnierzy mają coraz więcej wspólnych mianowników.
Akcja powieści rozgrywa się głównie w Polsce na początku XX wieku jeszcze przed I Wojną Światową. Zatem nasz kraj jest pod zaborami, a zbliżająca się wojna sprawia, że w społeczeństwie panują nerwowe nastroje. Dodatkowo warszawska enklawa stanowi coraz większe niebezpieczeństwo dla ludności. Sytuację podsyca jeszcze fakt, że pewnym momencie w tajemniczych okolicznościach ginie nastolatka z dobrego domu.
Kiedy po raz pierwszy sięgałam po "Adepta" nie spodziewałam się, że tak bardzo polubię powyższą książkę, a przede wszystkim, że wrócę do niej tak szybko. Jednak tak jak wspomniałam, kiedy sięgnęłam po drugi tom z serii okazało się, że wielu rzeczy nie pamiętam. Stąd też wziął się pomysł na odświeżenie powyższej powieści.
Znając już wydarzenia z drugiej części tego cyklu podczas ponownego czytania "Adepta" zwróciłam uwagę na większą ilość szczegółów - przede wszystkim tych związanych z relacjami wywiązującymi się między poszczególnymi postaciami. Uwielbiam zażyłość Samarina i Rudnickiego, którzy z jednej strony mogą sobie powiedzieć wiele gorzkich słów i niemalże pozabijać siebie nawzajem, jednak z drugiej strony już w pierwszym tomie widać, że są w stanie zrobić wiele by ochronić tego drugiego, a nawet oddać za siebie życie. Mimo to ich relacja nie jest cukierkowa, bo jest podszyta nieufnością, ale nie ma w tym nic dziwnego, tym bardziej, że jeden jest Rosjaninem, a drugi Polakiem. I jeżeli miałabym powiedzieć jak wyobrażam sobie męską przyjaźń to powiedziałabym, że właśnie tak jak to wygląda między Samarinem a Rudnickim.
To co rzuca się w oczy poza Rudnickim i Samarinem to świetnie zarysowane tło historyczne i społeczne osadzone w niesamowicie wykreowanym świecie, który zaskakiwał mnie wielokrotnie - nawet podczas drugiego czytania. To co się dzieje w "Adepcie" może i jest czasem dziwne oraz wprawiające w konsternację, jednak nie uwierało mnie to rak bardzo, tym bardziej, iż widać, że autor wie o czym pisze...w sumie nic dziwnego, w końcu jest historykiem. I myślę, że to właśnie dzięki wiedzy pana Przechrzty ta seria jest tak ciekawa i wartościowa.
Jednak coś co mnie denerwowało w tej książce to, to, że autor nie zawsze płynnie przechodził z jednej sceny do drugiej, tylko niejednokrotnie stosował przeskoki w fabule. I mimo to, że pomijał mało istotne dla powieści rzeczy, to nie ukrywam, że mnie to dość mocno irytowało. Dodatkowo pamiętam, że poprzednim razem kiedy czytałam "Adepta" twierdziłam, że jest momentami przegadany. Dziś - wiedząc co będzie dalej widzę zasadność pewnych scen i dialogów, bo one tłumaczą chociażby pewne decyzje poszczególnych postaci.
"Adept" jest dość specyficzną powieścią. Jednak uważam, że wiele osób znajdzie w niej coś dla siebie, ponieważ łączy w sobie elementy fantastyki, powieści historycznej, obyczajowej i kryminału. Nawet jest delikatny wątek romansowy, ale na szczęście jest na tyle dalszoplanowy, że w tym przypadku nawet mi się podobał. Poza tym stała się rzecz niesłychana, ponieważ Samarin dołączył do grona moich miłości literackich. A grono postaci z książek, do których wzdycham nie poszerza się zbyt łatwo i często więc to już samo w sobie o czymś świadczy.
Niewątpliwie powyższa powieść otworzyła mnie na nowe wątki i gatunki literackie, co napawa mnie ogromnym zadowoleniem, bo być może dzięki temu otworzyłam się na steampunk. Poza tym na dobre zakochałam się w powieściach, których akcja rozgrywa się w pierwszej połowie XX wieku, ale jeszcze przed II Wojną Światową. Myślę, że dzięki niej wrócę jeszcze do takich powieści jak
"Wróżbiarze" czy
"Śliska sprawa" i mam nadzieję, że spojrzę na nie z innej perspektywy.
Powiem Wam, że żałuję, iż o tego typu powieściach tak rzadko się mówi, bo moim zdaniem są zdecydowanie warte uwagi i mam nadzieję, że będę odkrywała coraz więcej podobnych książek. Tymczasem przede mną jeszcze ostatnia część tej serii i już nie mogę się jej doczekać, ale myślę, że zrobię sobie mały przerywnik, żeby ta historia nie miała okazji mi się przejeść.