Czego spodziewałam się po książce „Jesteś oszustką. Syndrom, który cię niszczy”? Zakładałam, że będzie to książka, która omówi syndrom oszusta. Owszem, będzie adresowana do kobiet, ale skupi się na tytułowym zagadnieniu. Cóż… byłam w błędzie.
Dyskryminacja i dyskryminacja
Już na początku dowiedziałam się, że syndrom oszusta dotyczy przede wszystkim kobiet (chociaż nie powołano w tym zakresie żadnych badań). Niby mężczyzn też może dotknąć, ale oni i tak mają lepiej, więc kogo to obchodzi. Następnie autorka do ostatniej strony opowiada o licznych formach dyskryminacji w każdym obszarze życia kobiet. Jedyną pozytywną myśl, którą wyniosłam z tej tyrady, był spostrzeżenie, że 99% przywołanych negatywnych sytuacji nigdy mnie nie spotkała. Prawdziwa szczęściara ze mnie. I to w zasadzie tyle, temat niby jakoś luźno łączy się z syndromem oszustki, ale zazwyczaj nie ma z nim żadnego związku. Bo co do tytułowego problemu ma fakt, że ponoć kobiety są w pracy pytane o sytuację życiową, a mężczyźni nie? Że w społeczeństwie jest jakiś problem z rozmawianiem o menstruacji? Dla mnie cała ta książka to przede wszystkim zbiór negatywnych doświadczeń i narzekań – wszystko napisane pod tezę, że kobiety mają gorzej, bo sytuacja mężczyzn zawsze opisywana jest jako lepsza (można dość do wniosku, że ich nigdy nie dotykają żadne nieprzyjemności związane z płcią).
Wrażenie to potęguję fakt, że książka przeplatana jest licznymi wypowiedziami z życia znanych kobiet. Oczywiście opowiadają o tym, jak były nierówno traktowane.
Nie podobało mi się to, że cała książka skupia się na negatywnych. Omawia głównie to, jak jest źle, a mało zwraca uwagę na to, jak być powinno, co robić, by osiągnąć swoje cele, czy chociażby walczyć z syndromem oszusta. Ja wolę koncertować się na celach, nie przeszkodach, a ciągłe powtarzanie o tym, jak NIE powinno być, może spowodować efekt odwrotny i jedynie utrwalać negatywne wzorce.
Stereotypy
Przez całą książkę autorka aktywnie zwalcza szkodliwe stereotypy, szkodliwe dla kobiet. Jednocześnie czasami sama je potwierdza. Na przykład ciesząc się, że kobiety coraz aktywniej uczestniczą w życiu publicznym, przywołuje role związane z różnego rodzaju funkcjami opiekuńczymi (troską o klimat, walką o pokój na świecie), czyli… stereotypowo kobiecymi (o biznesie, czy świecie nauki nie ma słowa).
Co więcej, autorka często negatywnie wypowiada się o mężczyznach, jako o całości, niejednokrotnie przywołując szkodliwe stereotypy, którymi bez zawahania obarcz całą płeć przeciwną. Przykładowo, wspomina, że kobiety nie wypowiadają się na tematy, na których się nie znają (moje doświadczenie życiowe wskazuje, że nie zawsze tak jest), a mężczyźni, zapytani o coś, nigdy nie powiedzą, że potrzebują sprawdzić brakujące informacje. Ponoć panom wystarczy podstawowa wiedza, żeby uważać się za eksperta. Każdy tak ma. Co do jednego…
Reasumując… zostałam oszukana. Bo to nie jest książka o syndromie oszusta, to publikacja o dyskryminacji i negatywnych doświadczeniach współautorek książki. Gdyby tytuł nie był tak mylący, być może nie odebrałabym książki w ten sposób. I pewnie bym też po nią nie sięgnęła.