“Oświęcim. Pamiętnik więźnia” to książka opracowana przez Halinę Krahelską. Jest to fabularyzowany reportaż, pamiętnik dwudziestoletniego chłopaka, który po jedenastu miesiącach pobytu został zwolniony w 1941 roku z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Wrócił do domu jako cierpiący, z odbitą nerką, nie mający nadziei na poprawę swojego stanu chłopak. Pogodzony ze zbliżającą się śmiercią. Opisał swoje świadectwo i utrwalił wspomnienia obozowego męczeństwa, abyśmy nigdy nie zapomnieli. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna, za to, że powrócił do najtrudniejszych wspomnień i opisał wszystko od początku do końca: od zatrzymania po zwolnienie z obozu i powrót do domu.
Nasz nieznany z imienia bohater przenosi nas w czasie do realiów piekła Auschwitz. Człowiek przebywający całe życie na wolności nie jest w stanie zrozumieć, jak bardzo w więźniu zakorzeniają się pewne zachowania. Cząstka serca chłopaka i jego duszy została tam z współwięźniami. Każda upływająca godzina przypomina. Wspomnienia wracają: 5:00 pobudka i śniadanie, 7:00 apel i zbiórka do pracy, 12:00 obiad itd. A wystarczyło znaleźć się o nieodpowiedniej godzinie w nieodpowiednim miejscu, aby zostać schwytanym przez Niemców i wywiezionym. Bo nasz bohater żadną działalnością nie zawinił, ot zwykła uliczna łapanka. “Oświęcimniaki” jak pisze nasz bohater, byli zapewniani o tym, że ich dalszy los zależy od nich samych. Wystarczyło wykazać się posłuszeństwem, pracowitością i bezwzględną karnością. Podstawową zasadą na przetrwanie było to, aby niczym się nie wyróżniać: nie być ani silnym ani słabym, nie być pięknym ani brzydkim, nie być szczególnie zręcznym ani wybitnie niedołężnym. Jeśli ktoś się wyróżniał to Niemcy od razu zwracali na niego uwagę i nawet to było traktowane jako przewinienie. Trzeba było też poradzić sobie z ciągłym uczuciem strachu, bo straż obozowa wyjątkowo dbała o to, aby strach nie opuszczał więźniów. Niemcy byli bezlitośni wobec obozowiczów. Doprowadzali ich do stanów, w których przestają działać wszelkie hamulce: wstydu, godności czy rozsądku. Niewystarczające racje żywnościowe pozbawione wartości odżywczych, brak higieny spowodowany zimnem, brakiem mydła i wspólnymi ręcznikami. Wybór kar, którymi posługiwano się w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu zatrważa. Najdelikatniejszą z nich była pracująca niedziela, czyli odebranie jedynego dnia wolnego od ciężkiej pracy. Kolejne kary wiązały się z wystawianiem na odizolowaniu w ciemnym karcerze lub wielogodzinne próby fizyczne i wytrzymałościowe.
Bardzo trudno czytało mi się także fragmenty świadectwa, w których było opisane również okrucieństwo Polaków względem siebie. Strach przed torturami powodował, że rodacy krzywdzili swoich współtowarzyszy i potrafili być równie okrutni w swoich czynach co Niemcy. A jeśli ktoś się temu sprzeciwił, tak jak przyjaciel naszego bohatera, czekała go publiczna śmierć z ręki niemieckiego strażnika.
Ogromnym zaskoczeniem były dla mnie zamieszczone w pamiętniku informacje o wypuszczaniu więźniów na wolność. Przeczytałam wiele książek z gatunku literatury obozowej, ale dopiero w tym świadectwie młodego więźnia Auschwitz dowiedziałam się, że istniała taka możliwość. Niewielu miało taką szansę, ale właśnie dzięki nim wiemy o uczuciu beznadziejności, które towarzyszyło im każdego dnia. Wrócili do domu, często tylko po to, aby spokojnie umrzeć w ciepłym łóżku.
“Oświęcim. Pamiętnik więźnia” to książka, którą czyta się z ogromnym poruszeniem. Nie ma w niej bestialskich opisów, mogą po nią sięgnąć zarówno dorośli czytelnicy, jak i młodzież. Ta historia zmusza do myślenia, do refleksji nad sensem ludzkiego cierpienia w imię bohaterstwa. Jestem ogromnie wdzięczna za ten pamiętnik, za słowa opisujące okrucieństwo jakie dotknęło więźniów. Żyjemy w czasach, w których historię próbuje się zatrzeć, zapomnieć, wymazać. Nie pozwólmy na to. Sprawmy, aby ten pamiętnik trafił do jak największej liczby czytelników.