> „Potwory nie istnieją”, powtarza nam się do znudzenia. Czy to oznacza, że nie istnieje także strach, którym się one żywią, który wciąż nam towarzyszy…?<
Trudną rolą rodzica jest nauczyć dziecko mądrze się bać. Pozornie brzmi to absurdalnie: bo po co dziecko ma umieć się bać? Jednak, gdy się nad tym głębiej zastanowić, okazuje się że ma to bardzo głęboki sens. Lęk to przecież naturalna część życia, ignorując go nie sprawimy, że całkowicie zniknie. Ucząc się tego, jak reaguje nasze ciało w sytuacji lękowej, uwrażliwiamy się i możemy próbować nad nią zapanować. Żyjemy w trudnych czasach rządzonych przez pozory, dobrze więc wiedzieć, jakie emocje kontrolować, które pozostawić własnemu biegowi, jak wyczuć moment, w którym należy zamieniać obawy w fantazję i po prostu je przeżyć.
Ponadto ważne by dziecko czuło, że nie jest ze swoimi lękami samo, że podobne obawy i odczucia mają też inni. Zamiast bagatelizować i zbywać, lepiej uświadamiać więc, że każdy człowiek się czegoś boi i jest to zupełnie naturalne. Poza tym, skoro różnimy się między sobą, to różnią się też nasze lęki – jedni boją się pazurów i pożarcia, inni kłów i zmiażdżenia, a jeszcze inni utraty swojego fizycznego kształtu. I nikt nie jest gorszy przez to, że jest inny lub boi się inaczej.
>Więc nie mówicie nam, że nie powinniśmy się bać, że strach to głupota. Przecież kiedy odczuwamy lęk, jedyne, co chroni nas (…),to nazwanie go, zrozumienie, czym jest, jakie są jego zwyczaje i dlaczego pojawia się w naszym życiu.<
Zadania to niełatwe, prawda? Na szczęście rodzicom z pomocą przychodzą wspaniałe opowieści, dzięki którym proces oswajania lęku odbywa się, właściwie, niezauważalnie. A gdzie ich szukać? A np. w wyjątkowej i niezwykle mądrej „Księdze potworów” Any Cristiny Herreros!
*
Wszystkie historie, które znajdziecie we wspomnianej „Księdze potworów” pochodzą z repertuaru tradycyjnych baśni z Półwyspu Iberyjskiego, w których główne role odgrywają wszelkiej maści monstra. Książka stanowi przy okazji niezwykłe vademecum. Autorka przybliża nam bowiem dodatkowo specyfikę, słabości i pochodzenie, każdego z występujących w tekstach potworów. Dzięki temu, zupełnie inaczej rozumiemy ich rolę i znaczenie, także tą metaforyczną. Na kolejnych stronach poznajemy więc sekrety m.in syren, cyklopów, olbrzymów, wężowników, harpii, lamii i chmurników. A następnie, bogatsi o tę wiedzę, dajemy się porwać w świat baśni, by obserwować ich postępki i zmagania bohaterów.
Oprócz mocno osadzonych w gawędziarskim, ale ludowym, tonie treści na uwagę zasługuje także dopracowana oprawa i rewelacyjne grafiki. Marcin Minor stworzył spore, barwne ilustracje, które przykuwają wzrok młodszych czytelników i pobudzą ich zainteresowanie. Sprawdziłam to na córce: działa. Nie dało się wymigać łatwymi odpowiedziami na pytania, „kto to jest?” i „co tutaj robi?”. Muszę przyznać, że sporo się przy tym nauczyłam, z lektury będziecie więc zadowoleni bez względu na wiek!
Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że baśnie, także te, zaprezentowane przez Herreros, rządzą się swoimi prawami, których nie należy wygładzać ani upupiać. Tolkien pisał np. że żeby baśń trafiała do najmłodszych, bohater powinien najpierw znaleźć się w rozpaczliwym położeniu, a następnie się z niego wyzwolić. Taki rozwój wypadków daje dziecku/czytelnikowi nadzieję, że i ono znajdzie wyjście ze swoich rozpaczliwych sytuacji życiowych. Chesterton uważał dodatkowo, że dzieci kochają sprawiedliwość, dlatego oczekują wyraźnej nagrody i kary na końcu opowieści. To nas dorosłych przeraża osąd, bo mając świadomość tego, jak omylnymi jesteśmy istotami wolimy stawiać na przebaczenie. Dziecko ma za to głęboko zakorzenione poczucie sprawiedliwości, więc aby zaznało pociechy, pragnie by światu został przywrócony właściwy ład: czarno-biały, bez odcieni szarości. No cóż, to dorośli potrzebują innych rozwiązań… Kolejna ważna nauka płynie stąd taka, że bohater – nawet ten najmizerniejszy i najsłabszy - może pokonać ogromnego i potężniejszego od siebie potwora – jeśli zaufa sobie, pozna słabe strony wroga i go przechytrzy. Baśnie uczą więc, że warto stawiać czoła próbom, walczyć o własną tożsamość. Dają także możliwość akceptowania świata dzieciom, na ich poziomie rozumienia – irracjonalnego - poprzez fantastyczne, symboliczne obrazy rozgrywające się w bezpiecznych gdzieś i kiedyś.
Nie trudno zauważyć, że jestem „Księgą potworów” zachwycona. Jako cenne źródło wiedzy i fascynująca lektura, książka zajmuje honorowe miejsce na mojej specjalnej półce (po prawdzie to już regał) poświęconej literaturze grozy dla dzieci. Stoi dumnie obok pozycji takich jak: „Od potworów do znaków pustych”, „Groza w literaturze dziecięcej”, „Łapacz snów”, „Cudowne i pożyteczne”.
[współpraca barterowa]